Rozdział V

KOMUNA PARYSKA

Rankiem 18 marca 1871 r. zbudził Paryżan grzmiący okrzyk: "Niech żyje Komuna!" Czymże jest Komuna, ten sfinks, który na tak ciężkie próby wystawia burżuazyjne mózgi?

"Proletariusze Paryża - mówił Komitet Centralny w swym manifeście z 18 marca - widząc klęski i zdrady klas panujących zrozumieli, że wybiła godzina, gdy muszą ratować położenie ujmując kierownictwo spraw publicznych w swe własne ręce... Zrozumieli oni, że mają najwyższy obowiązek i bezwzględne prawo stać się panami swych własnych losów i opanować władzę rządową". - Lecz klasa robotnicza nie może po prostu objąć w posiadanie gotowej maszyny państwowej i puścić ją w ruch dla swych własnych celów.

Scentralizowana władza państwowa ze swymi wszechobecnymi organami - armią stałą, policją, biurokracją, duchowieństwem, sądownictwem, organami, stworzonymi według planu systematycznego i hierarchicznego podziału pracy - pochodzi z czasów monarchii absolutnej, gdy służyła powstającemu społeczeństwu burżuazyjnemu jako potężna broń w walkach z feudalizmem. Jednakże rozwój ten władzy hamowały wszelkiego rodzaju średniowieczne rupiecie, prerogatywy ziemiańskie i szlacheckie, przywileje miejscowe, monopole 'miejskie i cechowe oraz statuty prowincjonalne. Olbrzymia miotła rewolucji francuskiej XVIII stulecia wymiotła precz wszystkie te pozostałości minionych czasów i oczyściła w ten sposób grunt społeczny od ostatnich przeszkód, które stały na drodze zbudowania nowoczesnego gmachu państwowego. Ten nowożytny gmach państwowy został wzniesiony za pierwszego cesarstwa, które ze swej strony zrodziło się z wojen koalicyjnych starej, na wpół feudalnej Europy przeciw nowoczesnej Francji. Przy późniejszych reżymach rząd był oddany pod kontrolę parlamentarną, tj. pod bezpośrednią kontrolę klas posiadających. Z jednej strony rząd przeistaczał się teraz w niewyczerpane źródło olbrzymich długów państwowych i nad wyraz uciążliwych podatków, a dzięki nieprzepartej sile przyciągania swej władzy urzędowej, swych dochodów i posad stawał się kością niezgody dla konkurujących odłamów i awanturników spośród klas posiadających - z drugiej zaś strony, jego charakter polityczny zmieniał się pod wpływem ekonomicznych zmian w społeczeństwie. W miarę jak postęp nowoczesnego przemysłu rozwijał, rozszerzał i pogłębiał przeciwieństwa klasowe pomiędzy kapitałem a pracą, władza państwowa przybierała coraz bardziej charakter organu publicznego, służącego do uciskania klasy robotniczej, charakter maszyny panowania klasowego. Po każdej rewolucji znamionującej postęp walki klasowej występował coraz wyraźniej ów czysto gnębicielski charakter władzy państwowej. Rewolucja 1830 r. przelała władzę z obszarników na kapitalistów, a więc z bardziej oddalonych wrogów klasy robotniczej na jej wrogów bezpośrednich. Republikanie burżuazyjni, którzy w imieniu rewolucji lutowej pochwycili władzę, użyli jej dla dokonania mordów czerwcowych, aby pokazać klasie robotniczej, że republika "socjalna" nie oznacza nic innego jak ucisk socjalny robotników przez republikę, i aby dowieść monarchicznie nastrojonej masie burżuazji i obszarników, że mogą spokojnie pozostawić burżuazyjnym republikanom kłopoty i korzyści pieniężne rządzenia. Po tym jedynym ich czynie bohaterskim, dokonanym w czerwcu, burżuazyjnym "republikanom" pozostało tylko cofnąć się z pierwszych do ostatnich szeregów "partii porządku". Partia ta była koalicją wszystkich konkurujących frakcji i stronnictw klas posiadających, których antagonizm z klasami wytwarzającymi ujawnił się już teraz całkowicie. Najwłaściwszą formą ich wspólnego panowania była republika parlamentarna z Ludwikiem Bonaparte jako prezydentem; był to rząd zgoła niezamaskowanego terroru klasowego i rozmyślnego znieważania "vilem uitude" [podłego motłochu]. Jeżeli, tak powiedział Thiers, republika parlamentarna była formą państwową, która najmniej rozdzielała różne frakcje klasy panującej, to w zamian za to wykopała ona przepaść pomiędzy tą klasą a całą masą społeczeństwa stojącą poza jej nielicznymi szeregami. Pod dawniejszymi rządami wewnętrzne rozłamy w łonie klasy posiadającej kładły jeszcze zapory władzy państwowej j teraz upadły one po zjednoczeniu tej klasy. Wobec grożącego powstania proletariatu zjednoczona klasa posiadająca użyła teraz bezwzględnie i zuchwale władzy państwowej, jako narodowego narzędzia wojny kapitału przeciw pracy. Ale jej ciągła kampania przeciw masom pracującym zmuszała ją nie tylko do wyposażania władzy wykonawczej w coraz większą siłę represyjną; zmuszała ona ją również do stopniowego ogołacania swej własnej twierdzy parlamentarnej, Zgromadzenia Narodowego, ze wszystkich środków obronnych w stosunku do władzy wykonawczej. Władza wykonawcza w osobie Ludwika Bonaparte wyrzuciła przedstawicieli klas posiadających po prostu za drzwi. Drugie Cesarstwo było naturalną konsekwencją republiki "partii porządku".

Cesarstwo, którego metryką był zamach stanu, sankcją-powszechne głosowanie, a berłem - szabla, twierdziło, że opiera się na chłopach, na tej wielkiej masie wytwórców, którzy nie brali bezpośredniego udziału w walce pomiędzy kapitałem a pracą. Twierdziło ono, że ratuje klasę robotniczą usuwając parlamentaryzm a wraz z nim jawną zależność rządu od klas posiadających. Twierdziło, że ratuje klasy posiadające utrzymując ich przewagę ekonomiczną nad klasą robotniczą. Wreszcie twierdziło, że łączy wszystkie klasy wokół wskrzeszonego mamidła sławy narodowej. W rzeczywistości była to jedyna możliwa forma rządu w chwili, gdy burżuazja straciła już zdolność panowania nad narodem, a klasa robotnicza jeszcze tej zdolności nie osiągnęła. Cały świat przyklasnął cesarstwu, jako zbawicielowi społeczeństwa. Pod jego panowaniem społeczeństwo burżuazyjne, uwolnione od wszelkich trosk politycznych, doszło do rozwoju, o którym samo nigdy nie śniło. Jego przemysł, jego handel rozwinęły się w niesłychanych rozmiarach; szachrajstwo finansowe święciło kosmopolityczne orgie; nędza mas jaskrawo się odcinała od bezwstydnej świetności błyskotliwego, przesadnego zbytku, który cuchnął łotrostwem. Władza państwowa, pozornie unosząca się wysoko ponad społeczeństwem, była jednak sarna najskandaliczniejszym skandalem tego społeczeństwa, rozsadnikiem wszelkiej zgnilizny. Cały jej rozkład, jak również rozkład uratowanego przez nią społeczeństwa, obnażyły bagnety państwa pruskiego, które pałało żądzą przeniesienia środka ciężkości tego systemu rządzenia z Paryża do Berlina. Imperializm jest najbardziej sprostytuowaną i zarazem ostatnią formą owej władzy państwowej, którą powstające społeczeństwo burżuazyjne powołało do życia jako narzędzie swego wyzwolenia od feudalizmu, a którą rozwinięte społeczeństwo burżuazyjne zamieniło w narzędzie ujarzmienia pracy przez kapitał.

Biegunowym przeciwieństwem cesarstwa była Komuna. Hasło "republiki socjalnej", w imię którego proletariat paryski rozpoczął rewolucję lutową, wyrażało jedynie nieokreślone dążenie do takiej republiki, która zniosłaby nie tylko monarchiczną formę panowania klasowego, lecz i samo panowanie klasowe. Określona formą tej republiki była właśnie Komuna.

Paryż, ten punkt centralny i siedziba starej władzy, a jednocześnie społeczny ośrodek francuskiej klasy robotniczej, chwycił za broń przeciw usiłowaniom Thiersa i jego izby obszarniczej przywrócenia i uwiecznienia starej władzy, odziedziczonej po cesarstwie. Paryż mógł stawić opór tylko dlatego, że wskutek oblężenia pozbył się armii, na której miejscu stanęła Gwardia Narodowa, złożona głównie z robotników. Ten fakt należało teraz przekształcić w stałą instytucję. Dlatego też pierwszy dekret Komuny głosił zniesienie stałego wojska i zastąpienie go uzbrojonym ludem.

Komuna utworzyła się z radnych miejskich, obranych w głosowaniu powszechnym w poszczególnych okręgach Paryża. Byli oni odpowiedzialni i mogli być odwołani w każdej chwili. Większość ich składała się naturalnie z robotników lub z uznanych przedstawicieli klasy robotniczej. Komuna nie miała być ciałem parlamentarnym, lecz pracującym, jednocześnie ustawodawczym i wykonawczyni. Policja, która dotąd była narzędziem rządu państwowego, została natychmiast pozbawiona wszystkich swych cech politycznych i stała się odpowiedzialnym i w każdej chwili usuwalnym narzędziem Komuny. Podobnie urzędnicy wszystkich innych gałęzi administracji. Wszyscy urzędnicy, poczynając od członków Komuny, musieli teraz pełnić służbę publiczną za płacę roboczą. Przywileje i pensje reprezentacyjne wielkich dostojników państwowych znikły wraz z tymi dostojnikami. Urzędy publiczne przestały być prywatną własnością kreatur rządu centralnego. Nie tylko zarząd miejski, lecz i cała inicjatywa należąca dotąd do państwa przeszła teraz w ręce Komuny.
Po zniesieniu armii stałej i policji, tych narzędzi władzy materialnej starego rządu, Komuna przystąpiła natychmiast do złamania "władzy klechów", tego duchowego narzędzia ucisku; zadekretowała ona rozwiązanie i wywłaszczenie kościołów wszystkich wyznań, o ile były instytucjami posiadającymi majątek. Księża musieli powrócić do skromnego życia prywatnego, aby na wzór swych praojców apostołów żyć z jałmużny swych owieczek. We wszystkich zakładach naukowych nauka była prowadzona bezpłatnie, usunięto je spod wszelkiego wpływu państwa i kościoła. W ten sposób nie tylko dano wszystkim dostęp do wykształcenia szkolnego, lecz i uwolniono wiedzę od kajdanów, w które zakuły ją przesądy klasowe i władza.

Urzędnicy sądowi stracili tę pozorną niezależność, która służyła tylko do maskowania ich zawisłości od wszystkich następujących po sobie rządów, z których każdemu po kolei składali przysięgę wierności, by potem ją łamać. Odtąd mieli być obieralni, odpowiedzialni i usuwalni, podobnie jak wszyscy inni urzędnicy publiczni.

Komuna Paryska miała oczywiście służyć za wzór wszystkim wielkim ośrodkom przemysłowym Francji. Gdyby ustrój komunalny został wprowadzony w Paryżu i drugorzędnych ośrodkach, z tą chwilą dawny, scentralizowany rząd musiałby i na prowincji ustąpić miejsca samorządowi wytwórców. Krótki szkic organizacji narodowej, którego Komuna nie zdążyła dalej opracować, orzeka wyraźnie, że Komuna ma stać się formą polityczną najmniejszej bodaj wioski i że armia stała w całym kraju ma być zastąpiona przez milicję ludową o nader krótkim okresie służby. Zgromadzenie posłów w głównym mieście okręgu miało zarządzać wspólnymi sprawami gmin wiejskich danego okręgu, a te zgromadzenia okręgowe miały z kolei wysyłać delegatów do przedstawicielstwa narodowego w Paryżu; posłowie mogli być w każdej chwili odwołani i byli związani wyraźnymi instrukcjami swych wyborców. Nieliczne, ale ważne funkcje, które pozostawały jeszcze rządowi centralnemu, nie miały być zniesione, jak twierdzili ludzie rozmyślnie fałszujący prawdę, lecz miały być przekazane urzędnikom komunalnym, tj. ściśle odpowiedzialnym. Ustrój komunalny nie miał rozbić, lecz właśnie zorganizować jedność narodu; a ta jedność miała zostać urzeczywistniona przez zniweczenie tej władzy państwowej, która chce uchodzić za wcielenie owej jedności, ale jednocześnie chce być niezależna i górować nad narodem, na którego ciele jest tylko pasożytniczą naroślą. Szło więc o to, aby znieść czysto gnębicielskie organy starych rządów, ich uprawnione zaś funkcje odebrać tej władzy, która rości sobie prawo do górowania nad społeczeństwem, i przekazać je odpowiedzialnym urzędnikom społeczeństwa. Zamiast raz na trzy lub sześć lat rozstrzygać, który z członków klasy panującej ma reprezentować i uciskać lud w parlamencie, powszechne prawo głosowania miało służyć ludowi, zorganizowanemu w komuny, w taki sam sposób, jak dzisiaj każdemu pracodawcy służy indywidualne prawo głosu przy wyborze do swego przedsiębiorstwa robotników, nadzorców i buchalterów. I wiemy dobrze, że społeczeństwa potrafią nie gorzej niż jednostki znajdować odpowiednich do danej pracy ludzi, a w razie, jeżeli się niekiedy mylą, potrafią szybko naprawić swój błąd. Z drugiej strony atoli sam duch Komuny z góry wykluczał zastąpienie powszechnego prawa głosowania hierarchiczną inwestyturą[24].

Nowe twory historyczne spotyka zwykle taki los, że wszyscy uważają je za odpowiednik dawniejszych a nawet przeżytych form życia społecznego, do których są w pewnej mierze podobne. Tak też i tę nową Komunę, burzącą nowoczesną władzę państwową, traktowano jako wskrzeszenie średniowiecznych komun, które poprzedzały powstanie owej władzy i stanowiły później jaj podwalinę. Ustrój komunalny mylnie uważano za próbę ustanowienia związku drobnych państewek na wzór mrzonek Montesąuieugo i żyrondystów - na miejsce owej jedności wielkich narodów, która wprawdzie powstała dzięki przemocy, lecz stała się obecnie potężną dźwignią produkcji społecznej. Przeciwieństwo Komuny do władzy państwowej wzięto mylnie za przesadną formę dawnej walki z nadmierną centralizacją. Szczególne warunki historyczne mogły w innych krajach przeszkodzić klasycznemu rozwojowi burżuazyjnej formy rządu, jaki widzimy we Francji. Mogły one sprawić, że wielkie centralne organy państwowe są uzupełniane jak w Anglii przez korupcyjne zgromadzenia parafialne (vestries), szachrajskie rady miejskie i srogich zarządców opieki nad ubogimi w miastach oraz przez faktycznie dziedzicznych sędziów na wsi. Natomiast ustrój komunalny oddałby organizmowi społecznemu wszystkie siły, dotychczas pożerane przez "państwo", tę narośl pasożytniczą, która żywi się kosztem społeczeństwa i krępuje swobodę jego ruchów. Już choć tym jednym czynem ustrój komunalny otworzyłby drogę do odrodzenia Francji. Klasa średnia miast prowincjonalnych dopatrywała się w Komunie próby przywrócenia zwierzchnictwa, które za Ludwika Filipa klasa ta sprawowała nad wsią, a które za Ludwika Bonaparte ustąpiło 'miejsca rzekomemu panowaniu wsi nad miastem. W rzeczywistości jednak ustrój komunalny oddałby wytwórców wiejskich pod kierownictwo duchowe miast okręgowych i dałby im tam naturalnych przedstawicieli ich interesów - robotników miejskich. Już samo istnienie Komuny prowadziło siłą rzeczy do samorządu miejscowego, lecz samorząd ten nie miał być teraz przeciwwagą władzy państwowej, która stała się już zbyteczna. Tylko takiemu Bismarckowi, który chętnie wracał do swego starego rzemiosła współpracownika "Kladderadatschu", tak bardzo odpowiadającego jego kalibrowi umysłowemu-o ile tylko nie był zaprzątnięty swymi krwią i żelazem przeprowadzonymi1 intrygami - tylko takiemu człowiekowi mogło przyjść do głowy, że Komuna Paryska dążyła do owej karykatury starego francuskiego ustroju municypalnego z 1791 r., do pruskich statutów miejskich, które sprowadzały zarządy municypalne do poziomu podrzędnych kółek pruskiej maszynerii państwowej.

Komuna urzeczywistniła hasło wszystkich rewolucji burżuazyjnych - tani rząd - usuwając dwie największe pozycje wydatków: armię i biurokrację. Samo jej istnienie było zaprzeczeniem monarchii, która przynajmniej w Europie jest stałym balastem i niezbędną maską panowania klasowego. Komuna stworzyła dla republiki podłoże istotnie demokratycznych urządzeń. Lecz ostatecznym jej celem nie był ani "tani rząd", ani "prawdziwa republika"; były to jedynie osiągnięcia uboczne.

Różnorodność komentarzy, które wywołała Komuna, i różnorodność interesów, jakie znalazły w niej swój wyraz, dowodzą, że Komuna była na wskroś elastyczną formą polityczną, gdy tymczasem wszystkie poprzednie formy rządu były z istoty swej ciemiężycielskie. Jej prawdziwa tajemnica polegała na tym, że była ona ze swej istoty rządem klasy robotniczej, rezultatem walki klasy wytwórców z klasą przywłaszczycieli - tą znalezioną wreszcie formą polityczną, w której mogło się dokonać wyzwolenie ekonomiczne pracy.

Bez tego ostatniego warunku ustrój komunalny był niemożliwy i złudny. Polityczne panowanie wytwórców nie może istnieć jednocześnie z ich wieczną niewolą społeczną. Komuna 'miała zatem służyć jako narzędzie do obalenia podstaw ekonomicznych, na których się opiera istnienie klas, a więc i panowanie klasowe. Z chwilą wyzwolenia pracy każdy człowiek stanie się robotnikiem i praca produkcyjna przestanie być właściwością klasową.

Dziwna rzecz: pomimo wszystkich górnolotnych frazesów i olbrzymiej literatury ostatniego sześćdziesięciolecia o wyzwoleniu klasy robotniczej-niech tylko gdziekolwiek robotnicy ujmą sprawę w swe własne ręce, wnet rozlegają się znowu apologetyczne frazes y rzeczników dzisiejszego społeczeństwa z jego obu biegunami - kapitałem i niewolnictwem najemnym (obszarnicy są obecnie tylko cichymi wspólnikami kapitalistów). Wygląda to, jak gdyby społeczeństwo kapitalistyczne znajdowało się jeszcze w stanie dziewiczej niewinności, jak gdyby jeszcze nie rozwinęły się wszystkie jego zasady, nie rozwiały się wszystkie jego złudzenia, nie obnażyła się cała jego sprostytuowana rzeczywistość! Komuna, wołają ci ludzie, chce znieść własność, podstawą wszelkiej cywilizacji! Słusznie, panowie, Komuna chciała znieść ową własność klasową, dzięki której praca wielu ludzi przeistacza się w bogactwo niewielu. Miała ona na celu wywłaszczenie wywłaszczycieli. Chciała ona z własności osobistej uczynić prawdę realną zamieniając środki produkcji, ziemię i kapitał, które dziś są przede wszystkim środkiem ujarzmienia i wyzyskiwania pracy w zwykłe narzędzie pracy wolnej i zrzeszonej; - Ale przecież to komunizm, "niemożliwy" komunizm! No, i cóż, znajdują się ludzie wśród klas panujących, którzy mają dość rozumu, aby widzieć niemożliwość dalszego trwania dzisiejszego systemu-takich jest wielu - i ci narzucają się jako natrętni i krzykliwi apostołowie produkcji spółdzielczej. Lecz jeżeli produkcja zrzeszona nie ma być tylko pustym dźwiękiem i kuglarstwem, jeżeli ma wyprzeć system kapitalistyczny, jeżeli ogół zrzeszeń ma regulować produkcję narodową według wspólnego planu, wziąć ją zatem pod własne kierownictwo i położyć kres ciągłej anarchii i periodycznie powracającym konwulsjom, które są nieuniknionym udziałem produkcji kapitalistycznej - cóż to będzie innego, panowie, jeżeli nie komunizm, "możliwy" komunizm?

Klasa robotnicza nie wymagała od Komuny żadnych cudów. Nie miała ona zaprowadzać na mocy uchwał ludu żadnych gotowych utopii. Klasa robotnicza wie, że zanim osiągnie własne wyzwolenie, a wraz 2. nim ową wyższą formę życiową, do której dzisiejsze społeczeństwo niezachwianie zmierza pod wpływem własnego rozwoju ekonomiczne go - musi przedtem przejść okres długich walk, cały szereg procesów historycznych, które zupełnie przeistoczą ludzi i warunki. Klasa robotnicza ma urzeczywistnić nie jakieś ideały, lecz wyzwolić pierwiastki nowego społeczeństwa, które się już rozwinęły w łonie upadającego społeczeństwa burżuazyjnego. Posiadając całkowitą świadomość swego posłannictwa historycznego i przyjmując bohaterską decyzję - stać się godną swych zadań - klasa robotnicza może uśmiechem tylko odpowiadać na ordynarne wymyślania lokajskiej prasy i na uczoną protekcję życzliwych burżuazyjnych doktrynerów, którzy wypowiadają swe ignoranckie komunały i sekciarskie brednie tonem nieomylnej wyroczni naukowej.

Gdy Komuna Paryska ujęła wodze rewolucji w swe własne dłonie; gdy prości robotnicy ośmielili się po raz pierwszy pogwałcić przywileje rządowe swych "naturalnych zwierzchników" - klas posiadających, i pełnili swą pracę skromnie, sumiennie i z powodzeniem, w niesłychanie trudnych okolicznościach - najwyższe wynagrodzenie dorównywało zaledwie piątej części najmniejszej pensji, pobieranej przez sekretarza londyńskiej rady szkolnej, jak nas zapewnia wielka powaga naukowa (profesor Huxley) - wówczas cały stary świat zaczął się wić ze wściekłości na widok czerwonego sztandaru, który powiewał nad ratuszem jako godło republika pracy.

A jednak była to pierwsza rewolucja, w której klasę robotniczą otwarcie uznano za jedyną klasę, zdolną jeszcze do inicjatywy społecznej; uznał ją nawet ogół paryskiej klasy średniej - kramarzy, rzemieślników, kupców - z wyjątkiem jedynie wielkich kapitalistów. Przez rozumne usunięcie wiecznej przyczyny walk w łonie samej klasy średniej-a mianowicie zatargu pomiędzy dłużnikami a wierzycielami- Komuna ocaliła tę klasę[25]. Ta sama część klasy średniej w roku 1848 brała udział w stłumieniu czerwcowego powstania robotnikowi natychmiast zaś potem Zgromadzenie Konstytucyjne bez ceremonii złożyło ją w ofierze wierzycielom. Ale nie ta jedna przyczyna nakazała jej przyłączyć się teraz do robotników. Czuła ona, że ma do wyboru jedno z dwojga - albo Komunę, albo cesarstwo pod jakąkolwiek nazwą. Cesarstwo zrujnowało ekonomicznie tę klasę średnią marnotrawieniem bogactwa narodowego, protekcją okazywaną szalbierstwom finansowym, sztucznym przyśpieszaniem koncentracji kapitałów i powodowanego przez nią wywłaszczenia znacznej części klasy średniej. Cesarstwo uciskało tę klasę politycznie, oburzało ją moralnie swymi orgiami, urażało jej wolterianizm oddając wychowanie jej dzieci w ręce "nie-okrzesanych braciszków", zraniło jej poczucie narodowe wtrącając kraj w wojnę, która w zamian za spowodowaną przez się ruinę dała tylko jedno - zniweczenie cesarstwa. W istocie po wyniesieniu się z Paryża świetnej bandy bonapartystowskiej i kapitalistycznej prawdziwa "partia porządku" klas średnich wystąpiła jako "Union Republicaine", stanęła pod sztandarem Komuny i broniła jej przed świadomymi oszczerstwami Thiersa. Pozostaje tylko przekonać się czy wdzięczność klasy średniej, jej licznych rzesz, wytrzyma obecne ciężkie próby.

Komuna miała zupełną słuszność, gdy w swej odezwie mówiła chłopom: "W naszym zwycięstwie wasza nadzieja". Ze wszystkich kłamstw, zrodzonych w Wersalu i rozgłaszanych przez sławetnych bandytów prasy europejskiej, jednym z najbezczelniejszych było twierdzenie, że obszarnicy Zgromadzenia Narodowego są obrońcami chłopów francuskich. Można sobie wyobrazić, jak francuski chłop kochał ludzi, którym po roku 1815 musiał zapłacić miliard odszkodowania. Przecież w oczach francuskiego chłopa samo istnienie wielkiego właściciela ziemskiego jest zamachem na jego zdobycze z 1789 r. Bourgeois w r. 1848 obciążył parcele chłopskie dodatkowym podatkiem 45 centymów od każdego franka, lecz uczynił to w imieniu rewolucji. Teraz zaś bourgeois rozniecił wojnę domową przeciw rewolucji, aby zwalić na chłopów główny ciężar 5 miliardów odszkodowania wojennego, przyznanego Prusom. Natomiast Komuna zaraz w jednej z pierwszych swych odezw oświadczyła, że właściwi sprawcy wojny powinni też ponosić jej koszty. Komuna uwolniłaby chłopa od podatku krwi, dałaby mu tani rząd, a wszystkie pijawki, które ssały jego krew - notariusza, adwokata, egzekutora sądowego i innych wampirów sprawiedliwości - zamieniłaby na płatnych urzędników komunalnych, obieranych przez chłopa i przed nim odpowiedzialnych. Komuna uwolniłaby go od samowoli nadzorcy, żandarma i prefekta; dałaby mu zamiast ogłupiających go klechów - nauczycieli, którzy by go oświecali. A chłop francuski jest przede wszystkim człowiekiem wyrachowanym. Chłop ten uznałby za zupełnie słuszne, aby pensji wypłacanych klechom nie ściągano przez egzekutora podatkowego, lecz wypłacano je z dobrowolnych ofiar składanych przez pobożnych danej parafii. Oto były wielkie bezpośrednie dobrodziejstwa, które panowanie Komuny - i tylko Komuny - obiecywało chłopom francuskim. Dlatego zbyteczne tu wdawać się bliżej w bardziej zawiłe, rzeczywiście życiowe problemy, które tylko Komuna mogła, a jednocześnie musiała rozstrzygnąć na korzyść chłopów - długi hipoteczne, które jak zmora ciążyły na chłopskiej parceli, kwestię proletariatu wiejskiego, który z dnia na dzień wzrastał liczebnie, oraz sprawę wywłaszczenia chłopów z ich parcel, które się dokonywało coraz szybciej pod wpływem rozwoju nowoczesnej gospodarki rolnej i konkurencji rolnictwa kapitalistycznego.

Chłop francuski obrał Ludwika Bonaparte prezydentem republiki, natomiast "partia porządku" stworzyła Drugie Cesarstwo. Prawdziwe swe potrzeby chłop francuski zaczął wykazywać w latach 1849 i 1850 przeciwstawiając wszędzie swego mera prefektowi rządowemu, swego nauczyciela szkolnego - księdzu rządowemu, a siebie samego - żandarmowi rządowemu. Wszystkie prawa, wydane przez "partię porządku" w styczniu i lutym 1850 r., były wyraźnie wymierzone przeciw chłopom. Chłop był bonapartystą, gdyż Napoleon był dla niego wcieleniem wielkiej rewolucji ze wszystkimi korzyściami, jakie mu ona przyniosła. Czyż to złudzenie szybko zanikające za czasów Drugiego Cesarstwa (a z samej swej natury wrogie obszarnikom), czy ten przesąd z minionych czasów mógł się ostać wobec Komuny, która się odwołała do najżywotniejszych interesów i naglących potrzeb chłopów?

Izba obszarnicza wiedziała - i w istocie głównie się tego obawiała - że trzy miesiące swobodnej komunikacji pomiędzy Paryżem a prowincją doprowadziłyby do powszechnego powstania chłopów. Łatwo więc zrozumieć, dlaczego z taką obawą pośpieszyła otoczyć Paryż blokadą policyjną i przeszkodzić dalszemu szerzeniu się zarazy.

Ale jeżeli Komuna była, jak widzimy, prawdziwą przedstawicielką wszystkich zdrowych żywiołów społeczeństwa francuskiego, a więc prawdziwym rządem narodowym, to zarazem jako rząd robotniczy, jako śmiała pionierka wyzwolenia pracy, była w całym znaczeniu tego wyrazu międzynarodowa. Pod okiem armii pruskiej, która przyłączyła do Niemiec dwie francuskie prowincje, Komuna przyłączyła robotników całego świata do Francji.

Drugie Cesarstwo było radosnym świętem kosmopolitycznego szachrajstwa; oszuści wszystkich krajów pośpieszyli na jego zawołanie, aby wziąć udział w jego orgiach i w okradaniu ludu francuskiego. Nawet w obecnej chwili prawą ręką Thiersa jest szubrawiec wołoski Ganesco, a lewą - szpieg rosyjski Markowski. Komuna dopuściła wszystkich cudzoziemców do zaszczytu walki i śmierci za nieśmiertelną sprawę W przerwie pomiędzy wojną zewnętrzną, przegraną dzięki zdradzie burżuazji, a wojną domową, roznieconą dzięki jej sprzysiężeniu z obcym najeźdźcą, burżuazja znalazła czas na zademonstrowanie swego patriotyzmu organizując obławy policyjne na Niemców we Francji. Komuna mianowała robotnika niemieckiego swym ministrem pracy - Thiers, burżuazja, Drugie Cesarstwo ciągle tumanili Polaków głośnymi deklaracjami swej sympatii, a tymczasem zaprzedali ich Rosji i sarni dokonywali jej brudnego dzieła. Komuna uczciła bohaterskich synów Polski stawiając ich na czele obrony Paryża. Wreszcie, aby wyraźnie zaznaczyć nową epokę historyczną, którą świadomie rozpoczynała, Komuna w oczach zwycięskich Prusaków z jednej strony, a bonapartystowskiej armii, dowodzonej przez bonapartystowskich generałów, z drugiej, zburzyła potężny symbol sławy wojennej, kolumnę Vendome.

Wielkim czynem społecznym Komuny było samo jej istnienie, jej praca. Poszczególne zarządzenia Komuny mogły wytknąć tylko kierunek, w jakim rozwijają się rządy ludu, sprawowane przez sam lud. Do takich zarządzeń należy zniesienie pracy nocnej czeladników piekarskich; surowy zakaz rozpowszechnionego wśród pracodawców zwyczaju obniżania płacy za pomocą kar pieniężnych, nakładanych pod wszelkimi możliwymi pretekstami, co było zwykłą metodą przedsiębiorców, którzy łącząc w swej osobie funkcje ustawodawcy, sędziego i egzekutora kładli pieniądze do własnej kieszeni. Innym zarządzeniem tego rodzaju było oddanie stowarzyszeniom robotniczym wszystkich zamkniętych warsztatów i fabryk, pod warunkiem wypłacenia odszkodowania odnośnemu kapitaliście, bez względu na to czy uciekł, czy też tylko wstrzymał pracę. Finansowe zarządzenia Komuny, odznaczające się wnikliwością i umiarkowaniem, musiały ograniczyć się do rozmiarów, na jakie pozwalał stan oblężonego miasta. Wobec straszliwego okradania Paryża przez wielkie spółki finansowe i przedsiębiorców budowlanych za rządów Hausmanna[26], Komuna miała daleko większe. prawo do skonfiskowania ich majątków niż Ludwik Bonaparte - majątków rodziny Orleanów Hohenzollerni i oligarchowie angielscy, którzy znaczną część swych bogactw zawdzięczali grabieży dóbr kościelnych, byli naturalnie w najwyższym stopniu oburzeni na Komunę, która na sekularyzacji zyskała tylko 8000 franków.

Rząd wersalski, gdy tylko nabrał nieco odwagi i siły, począł używać środków przemocy przeciw Komunie; kneblował on swobodne wypowiadanie opinii w całej Francji i nawet zakazał zebrań delegatów wielkich miast; omotał Wersal i resztę Francji siecią szpiegostwa, zakrojoną na znacznie szerszą jeszcze skalę niż za czasów Drugiego Cesarstwa, jego żandarmi-inkwizytorzy palili wszystkie pisma drukowane w Paryżu i otwierali listy z Paryża i do Paryża; najsłabsze próby uronienia choćby słówka w obronie Paryża w Zgromadzeniu Narodowym zagłuszano wrzaskiem w sposób niesłychany nawet w Izbie obszarniczej 1816 r., wersalczycy nie tylko prowadzili w krwiożerczy sposób wojną poza murami Paryża, ale w samym Paryżu próbowali przekupstw i spisków. Czyż wobec tego Komuna nie zdradziłaby sromotnie swego powołania, gdyby przestrzegała wszystkich konwencjonalnych form liberalizmu, jakby w czasie najgłębszego pokoju? Gdyby rząd Komuny był w czymkolwiek pokrewny rządowi p. Thiersa, nie było by żadnych powodów do zakazu pism partii porządku w Paryżu, a pism Komuny w Wersalu.

Obszarników musiało istotnie gniewać, że właśnie w chwili, gdy oni ogłaszali powrót do kościoła jako jedyny środek ocalenia Francji, bezbożna Komuna ujawniała osobliwe tajemnice żeńskiego klasztoru Picpus i kościoła św. Wawrzyńca[27]. Czyż nie było to złośliwą satyrą na Thiersa, że podczas gdy on obsypywał generałów bonapartystowskich deszczem orderów za mistrzowskie przegrywanie bitew, podpisywanie kapitulacji i skręcanie papierosów w Wilhelmshohe, Komuna usuwała i aresztowała swych generałów, gdy tylko podejrzewała ich o zaniedbanie obowiązków? Komuna wykluczyła i aresztowała członka Komuny, który wśliznął się pod fałszywym nazwiskiem, a przedtem odsiedział 6 dni aresztu w Lyonie za zwykłe bankructwo: czyż nie było to policzkiem, świadomie wymierzonym fałszerzowi Juliuszowi Favre'owi, który wówczas wciąż jeszcze był ministrem spraw zagranicznych, wciąż jeszcze sprzedawał Francję Bismaorckowi, wciąż jeszcze dyktował rozkazy niezrównanemu rządowi belgijskiemu. Ale też Komuna nie miała pretensji do nieomylności, czym różniła się od wszystkich bez wyjątku starych rządów. Ogłaszała ona sprawozdania ze wszystkich swych posiedzeń i komunikowała o wszystkich swych czynnościach, wtajemniczała publiczność we wszystkie swe braki.

W każdej rewolucji do szeregów jej rzeczywistych przedstawicieli przenikają również ludzie innego pokroju. Jedni z nich są weteranami i czcicielami dawniejszych rewolucji, z którymi się zrośli; nie rozumiejąc współczesnego ruchu mają jednak wpływ na lud dzięki sławie swego męstwa i charakteru lub po prostu dzięki tradycji. Inni - to zwyczajni krzykacze, którzy przez całe lata powtarzali wciąż jednakowe deklamacje przeciw każdorazowemu rządowi i zyskali sobie opinie, rewolucjonistów pierwszej wody. Tacy ludzie zjawili się i po 18 marca i grali nawet w poszczególnych wypadkach wybitną rolę. O ile to od nich zależało, hamowali oni prawdziwą akcję klasy robotniczej, podobnie jak krępowali pełny rozwój każdej poprzedniej rewolucji. Są oni złem koniecznym; z czasem można się od nich uwolnić, lecz właśnie tego czasu zabrakło Komunie.

Cudowne zaiste były zmiany zaprowadzone w Paryżu przez Komuną. Z rozwiązłego Paryża Drugiego Cesarstwa nie zostało ani śladu. Paryż przestał już być punktem zbornym brytyjskich obszarników, irlandzkich absentystów[28], amerykańskich eks-właścicieli niewolników i dorobkiewiczów, rosyjskich eks-właścicieli chłopów pańszczyźnianych i wołoskich bojarów. W kostnicy - ani jednego trupa, żadnych nocnych włamań i prawie żadnych kradzieży; po raz pierwszy od dni lutowych 1848 roku ulice Paryża były znowu rzeczywiście bezpieczne i to bez żadnej policji. "Nie słyszymy już nic - mówił jeden z .członków Komuny - o jakichkolwiek zabójstwach, grabieżach, napadach; można by pomyśleć,, jakoby policja zabrała ze sobą do Wersalu wszystkich swych konserwatywnych przyjaciół". Kokoty poszły śladem swych opiekunów - zbiegłych obrońców rodziny, religii, a przede wszystkim własności. Pod ich nieobecność zjawiły się znowu na widowni prawdziwe kobiety paryskie - bohaterskie, wielkoduszne i ofiarne jak kobiety starożytności. Paryż pracujący, myślący, walczący, broczący krwią, pochłonięty organizowaniem nowego społeczeństwa, niemal zapominał o ludożercach, stojących pod jego murami, promieniejąc entuzjazmem swej historycznej inicjatywy!

I oto w przeciwieństwie do nowego świata w Paryżu spójrzmy na stary świat w Wersalu - na to zgromadzenie wampirów wszystkich minionych rządów, legitymistów i orleanistów, pragnących żerować na trupie narodu - ze świtą przedpotopowych republikanów, którzy swą obecnością w Zgromadzeniu aprobowali bunt właścicieli niewolników; spodziewali się oni, że próżność starego błazna stojącego na czele rządu ocali parlamentarną republikę, i małpowali rok 1789 odbywając upiorne posiedzenia w Jeu de Paume (sala gry w piłkę, gdzie Zgromadzenie Narodowe 1789 r. powzięło swoje sławne uchwały). Takie było to Zgromadzenie, to przedstawicielstwo wszystkiego, co we Francji obumarło, tylko szablami generałów Ludwika Bonaparte podtrzymywane w swym pozornym życiu. Paryż był wcieleniem prawdy, Wersal - wcieleniem kłamstwa i to kłamstwa głoszonego ustami Thiersa.

Thiers rzekł do delegacji merów departamentów Sekwamy i Oise'y: "Możecie polegać na moim słowie, którego nigdy nie złamałem!". Zgromadzeniu Thiers oświadczył, że jest ono "najswobodniej obranym, najliberalniejszym zgromadzeniem, jakie kiedykolwiek Francja posiadała"; swemu pstremu żołdactwu, że jest "przedmiotem podziwu świata i najlepszą armią, jaką kiedykolwiek posiadała Francja"; prowincji, że bombardowanie Paryża to tylko bajka: "Jeżeli oddano kilka wystrzałów armatnich, to nie zrobiła tego armia wersalska, lecz kilku powstańców, którzy chcieli udawać, że się biją, podczas gdy rzeczywiście nigdzie nie śmieli się pokazać". Potem Thiers znowu oznajmia prowincji, że "artyleria wersalska nie bombarduje Paryża, lecz tylko ostrzeliwuje go z armat". Arcybiskupowi Paryża Thiers powiedział, że przypisywane ' wojskom wersalskim rozstrzeliwania i represje (!) są czystym łgarstwem. Paryżowi Thiers oznajmił, że chce "tylko uwolnić go od ohydnych tyranów, którzy go uciskają" i że Paryż Komuny jest w istocie "tylko garstką zbrodniarzy".

Paryż Thiersa nie był rzeczywistym Paryżem "podłego motłochu", lecz Paryżem urojonym, Paryżem szulerów, Paryżem stałych bywalców bulwarowych obojga płci, bogatym, kapitalistycznym, pozłacanym, próżniaczym Paryżem, tym Paryżem, który ze swymi lokajami, oszustami, cyganerią literacką i kokotami tłoczył się teraz w Wersalu, St. Denis, Rueil i St. Germain, dla którego wojna domowa była tylko miłym interludium, który przyglądał się walce przez lunety, liczył wystrzały armatnie, zaklinał się na swój honor i na honor swych prostytutek, że widowisko jest bez porównania lepiej aranżowane niż w teatrze Porte Saint Martin. Kto padł, był rzeczywiście martwy, krzyki rannych nie były wcale udawane, a przy tym cała sprawa miała tak ogromne historyczne znaczenie!

Taki jest Paryż p. Thiersa, podobnie jak emigracja koblencka[29] była Francją p. de Calonne'a.

Rozdział VI: Upadek Paryża


[24] Inwestytura - system naznaczania urzędników. - R e d.

[25] 18 kwietnia 1871 r. Komuna ogłosiła dekret o przedłużeniu terminu spłaty długów o trzy lata. - R e d.

[26] Baron Hausmann byt prefektem departamentu Sekwany (i tym samym miasta Paryża) w czasie Drugiego Cesarstwa. Wykonał szereg robót związanych z przeprowadzeniem nowych ulic itd. w celu ułatwienia walki z powstaniami robotniczymi. - Red.

[27] W kościele św. Wawrzyńca znaleziono szkielety kobiet, zgwałconych przez mnichów i żywcem pogrzebanych w podziemiach. W klasztorze mniszek w Picpus trzymano kobiety skazane na tenże los pod pozorem, że są niespełna rozumu. - Red.

[28] Irlandzcy absentyści - wielcy posiadacze ziemscy, którzy trwonili swe "dochody" za granicą i byli przeważnie nieobecni ("absent" znaczy "nieobecny") w swych dobrach. - Red.

[29] Koblencja - miasto w Niemczech, centrum francuskiej kontrrewolucyjnej dworskiej emigracji w czasie francuskiej rewolucji burżuazyjnej z końca XVIII w. - Red.

[Powrót do spisu treści]