Lew Trocki

Frazesy i rzeczywistość

W związku z sytuacją międzynarodową

Biuletyn opozycji (Bolszewików-leninistów) Nr 70, październik 1938 r.

 

Te linijki pisane są, gdy sięgnął szczytu złowieszczy dyplomatyczny zamęt wokół kwestii bohemskich Niemców. Chamberlain latał pod niebiosami w płonnej nadziei znalezienia tam rozstrzygnięcia imperialistycznych sprzeczności. Czy wojna wybuchnie już teraz, czy też, co bardziej prawdopodobne, władcom świata uda się jeszcze odciągnąć ją na jakiś, chyba niezbyt długi, czas - ta kwestia nie jest jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta. Nikt z tych panów nie chce wojny. Wszyscy boją się jej następstw. Ale walczyć będzie trzeba. Od wojny się nie uchylą. Ich gospodarka, ich polityka, ich militaryzm - wszystko zaparło się na wojnę.

Dzisiejsze depesze informują, że we wszystkich kościołach tak zwanej „cywilizowanej” ludzkości odprawione zostały msze o pokój. Odbyły się o czasie, jak zwieńczenie całej serii pacyfistycznych mityngów, bankietów i kongresów. Który z tych dwóch sposobów jest bardziej skuteczny: bogobojne błaganie czy pacyfistyczne beczenie - nie podejmujemy się rozstrzygać. W każdym razie tylko te dwie rezerwy pozostały w dyspozycji starego świata.

Kiedy modli się ciemny chłop, chce on naprawdę pokoju. Kiedy prosty robotnik czy obywatel uciskanego kraju występuje przeciwko wojnie, możemy im wierzyć - oni rzeczywiście chcą pokoju, chociaż rzadko wiedzą, jak go wywalczyć. Lecz burżua modlą się w swych kościołach nie o pokój, lecz o zachowanie i poszerzenie swych rynków i kolonii, jeśli można - w sposób pokojowy (tak jest taniej), jeśli nie - za pomocą broni. Dokładnie tak samo również imperialistyczni „pacyfiści” (Jauhaux, Louis i S-ka) zabiegają bynajmniej nie o pokój, lecz o zdobycie sympatii i poparcia dla swego narodowego imperializmu.

Bohemskich Niemców jest około trzy i pół miliona. Gdyby wybuchła wojna, liczba zabitych okazałaby się prawdopodobnie cztero-pięciokrotnie większa, a może nawet dziesięciokrotnie, przy odpowiedniej liczbie rannych, kalek, tych co stracili rozum; przy długiej świcie epidemii i innych nieszczęść. Dowód ten nie jest jednak w stanie w najmniejszym stopniu wpłynąć na którykolwiek z wrogich obozów. Albowiem w ostatecznym rachunku wszystkim drapieżcom nie chodzi bynajmniej o trzy i pół miliona Niemców, lecz o panowanie nad Europą i nad światem.

Hitler mówi o „narodzie”, o „rasie”, o jedności „krwi”. W gruncie rzeczy jego zadanie polega na tym, by rozszerzyć militarną bazę Niemiec dla podjęcia walki o władanie koloniami. Narodowy sztandar jest tu tylko figowym listkiem imperializmu.

Tę samą rolę odgrywa w innym obozie zasada „demokracji”. Służy ona imperialistom jako osłona starych zaborów, gwałtów, grabieży i przygotowaniu nowych. Widać to bardzo wyraźnie na przykładzie problemu bohemskich Niemców. Demokracja oznacza prawo każdego narodu do samookreślenia. Tymczasem owo demokratyczne prawo bohemskich Niemców, tak jak austriackich i wielu innych grup narodowych, Węgrów, Bułgarów, Ukraińców i in., podle podeptał traktat wersalski, wypichcony przez wysokich przedstawicieli najbardziej ze wszystkich demokratycznych państw: Francji, Wielkiej Brytanii, ówczesnych parlamentarnych Włoch i na koniec Stanów Zjednoczonych.

Zgodnie ze strategiczną orientacją zwycięskiego imperializmu Ententy panowie demokraci, przy poparciu Drugiej Międzynarodówki, oddali bohemskich Niemców we władanie młodych imperialistów Czechosłowacji. Niemiecka socjaldemokracja z psią pokorą czekała tymczasem na łaski ze strony demokracji Ententy; czekała i się nie doczekała. Wynik jest znany: demokratyczne Niemcy, nie wytrzymawszy ciężaru traktatu wersalskiego, rzuciły się z rozpaczy na drogę faszyzmu. Wydawałoby się, że czechosłowacka demokracja, pod wysoką protekcją franko-brytyjskiej demokracji i „socjalistycznej” biurokracji ZSRR, miała wszelkie możliwości pokazania bohemskim Niemcom w praktyce wielkiej przewagi systemu demokratycznego nad faszystowskim. Gdyby zadanie to zostało wykonane, Hitler, co zrozumiałe, nie śmiałby porywać się na Bohemię. Jego główna siła polega obecnie właśnie na tym, że sami bohemscy Niemcy chcą zjednoczenia z Niemcami. Pragnienie to podsunął im drapieżny i policyjny system czechosłowackiej „demokracji”, która „walczyła” z faszyzmem, naśladując najgorsze jego metody.

Archi-demokratyczna Austria znajdowała się do niedawna pod niezmordowaną kuratelą demokratycznej Ententy, która jakby postawiła sobie zadanie nie pozwolić Austrii ani żyć, ani umrzeć. Skończyło się tym, że Austria rzuciła się w objęcia Hitlera. W mniejszej skali to samo doświadczenie przeprowadzono wcześniej w Zagłębiu Saary, które 15 lat pozostawało w rękach Francji i po doświadczeniu na sobie wszystkich dobrodziejstw imperialistycznej demokracji przytłaczającą większością głosów wyraziła pragnienie zjednoczenia z Niemcami. Są to lekcje historii ważniejsze od rezolucji wszystkich pacyfistycznych kongresów.

Tylko żałosne gaduły albo faszystowscy oszuści mogą mówić w związku z losem saarskich, austriackich i bohemskich Niemców o nieodpartym „głosie krwi”. Na przykład szwajcarscy Niemcy wcale nie chcą iść w niewolę Hitlera, czują się bowiem gospodarzami we własnym kraju i Hitler dziesięć razy pomyśli, zanim na nich napadnie. Trzeba nieznośnych społecznych i politycznych warunków, żeby obywatele „demokratycznego” kraju zapragnęli faszystowskiej władzy. Niemcy z Saary we Francji, austriaccy Niemcy w wersalskiej Europie, bohemscy Niemcy w Czechosłowacji czuli się obywatelami trzeciego gatunku. „Gorzej nie będzie” - powiedzieli sobie. W Niemczech będą przynajmniej uciskani z tych samych przyczyn, co i pozostała ludność. Masy ludowe wolały w tych warunkach równość w niewoli od poniżenia w nierówności. Tymczasowa siła Hitlera - w bankructwie imperialistycznej demokracji.

Faszyzm jest formą rozpaczy drobnomieszczańskich ludowych mas, ciągnących za sobą w otchłań także część proletariatu. Rozpacz jak wiadomo przychodzi wtedy, kiedy wszystkie drogi ratunku są odcięte. Przesłanką sukcesów faszyzmu stało się potrójne bankructwo: demokracji, socjaldemokracji i Kominternu. Wszystkie trzy związały swój los z imperializmem. Wszystkie trzy nie przynoszą masom niczego, prócz rozpaczy i tym pomagają zwycięstwu faszyzmu.

Głównym celem bonapartystycznej kliki Stalina w ostatnich latach było dowiedzenie imperialistycznym „demokratom” swego mądrego konserwatyzmu i umiłowania porządku. W imię upragnionego sojuszu z imperialistycznymi demokracjami, bonapartystyczna klika doprowadziła Komintern do ostatnich grani politycznej prostytucji. Dwie wielkie „demokracje”, Francja i Anglie, przekonują Pragę by ustąpiła Hitlerowi, którego popiera Mussolini. Pradze nie pozostaje najwidoczniej nic innego, jak usłuchać przyjaznych rad. O Moskwie przy tym nie ma nawet mowy. Nikogo nie interesuje opinia Stalina i jego Litwinowa. W następstwie odrażającego płaszczenia się i krwawych podłości na służbie imperializmu, zwłaszcza w Hiszpanii, Kreml jest bardziej izolowany, niż kiedykolwiek.

Jakie są tego przyczyny? Są dwie. Pierwsza polega na tym, że Stalin, z chwilą gdy stał się ostatecznie lokajem „demokratycznego” imperializmu, nie śmie jednakże doprowadzić w ZSRR swego dzieła do końca, tj. do przywrócenia prywatnej własności środków produkcji i zniesienia monopolu handlu zagranicznego. A bez tego pozostaje w oczach imperialistów tylko rewolucyjnym karierowiczem, niepewnym awanturnikiem, krwawym falsyfikatorem. Imperialistyczna burżuazja nie godzi się poważnie postawić na Stalina.

Rzecz zrozumiała, mogłaby wykorzystać go do poszczególnych i przejściowych celów. Tu jednak ujawnia się druga przyczyna izolacji Kremla: w walce o swe przetrwanie rozpasana bonapartystyczna klika do ostateczności osłabiła armię i flotę, rozchwiała gospodarkę, zdemoralizowała i poniżyła kraj. Nikt nie wierzy w patriotyczne zawodzenie defetystycznej kliki. Imperialiści wyraźnie nie ryzykują postawieniem na Stalina, nawet dla epizodycznych wojskowych celów.

 

W takiej międzynarodowej sytuacji agenci GPU przecinają ocean i zbierają się w gościnnym Meksyku, żeby „walczyć” przeciwko wojnie. Środek jest prosty: trzeba zjednoczyć wszystkie demokracje przeciwko faszyzmowi. Tylko przeciwko faszyzmowi! „Zostałem tu zaproszony - oświadczył zasłużony agent francuskiej giełdy Jauhaux - aby walczyć przeciwko faszyzmowi i bynajmniej nie przeciwko imperializmowi!”. Kto walczy przeciwko „demokratycznemu” imperializmowi, tj. o wolność francuskich kolonii, ten jest sojusznikiem faszyzmu, agentem Hitlera, trockistą. Trzysta pięćdziesiąt milionów Hindusów powinno pogodzić się ze swą niewolą, aby wesprzeć wielkobrytyjską demokrację, której władcy w tym samym czasie, wraz z właścicielami niewolników „demokratycznej” Francji, oddają naród hiszpański w kabałę Franco. Narody Ameryki Łacińskiej powinny z wdzięcznością znosić na swej szyi nogę anglo-saksońskiego imperializmu, tylko dlatego, że noga ta obuta jest w zamszowy demokratyczny but. Hańba, wstyd, cynizm - bez końca!

Demokracje wersalskiej Ententy pomogły zwycięstwu Hitlera podłym uciskiem pokonanych Niemiec. Teraz lokaje demokratycznego imperializmu z Drugiej i Trzeciej Międzynarodówki ze wszystkich sił pomagają dalszemu umacnianiu się reżimu Hitlera. Co oznaczałby w gruncie rzeczy wojskowy blok imperialistycznych demokracji przeciwko Niemcom? Nowe wydanie wersalskich kajdan, jeszcze cięższych, krwawych i nieznośnych. Tego nie chce rzecz zrozumiała ani jeden niemiecki robotnik. Obalenie Hitlera poprzez rewolucję - to jedno a zduszenie Niemiec poprzez imperialistyczną wojnę - coś całkiem innego. Zawodzenie „pacyfistycznych” szakali demokratycznego imperializmu jest dlatego najlepszym akompaniamentem do przemówień Hitlera. „Widzicie - mówi on niemieckiemu narodowi - nawet socjaliści i komuniści wszystkich wrogich krajów popierają swoją armię i swoją dyplomację; jeśli nie zewrzecie szeregów wokół mnie, swego wodza, grozi wam zguba!”. Stalin, lokaj demokratycznego imperializmu i wszyscy lokaje Stalina - Jauhaux, Toledano i bracia - są najlepszymi pomocnikami Hitlera w oszukiwaniu, usypianiu i zastraszaniu niemieckich robotników.

Czechosłowacki kryzys ujawnia w sposób niezwykle poglądowy, że faszyzm, jako samodzielny czynnik, nie istnieje. Jest tylko jednym z narzędzi imperializmu. „Demokracja” jest innym jego narzędziem. Imperializm jest ponad nimi. Uruchamia je w miarę potrzeby, niekiedy przeciwstawia ich sobie, niekiedy zgodnie łączy. Walczyć przeciwko faszyzmowi w sojuszu z imperializmem - znaczy to samo, co w sojuszu z diabłem walczyć przeciwko jego pazurom czy rogom.

Walka z faszyzmem wymaga przede wszystkim wygnania agentów „demokratycznego” imperializmu z szeregów klasy robotniczej. Tylko rewolucyjny proletariat Francji, Wielkiej Brytanii, Ameryki i ZSRR, gdy podejmie śmiertelną walkę z własnym imperializmem i jego agenturą, moskiewską biurokracją, zdolny jest rozbudzić rewolucyjne nadzieje w sercach niemieckich i włoskich robotników i jednocześnie skupić wokół siebie setki milionów niewolników i półniewolników imperializmu na całym świecie. Dla zapewnienia pokoju między narodami trzeba obalić imperializm pod wszystkimi jego maskami. Tego może dokonać tylko proletariacka rewolucja. Aby ją przygotować, trzeba nieugięcie przeciwstawiać robotników i uciskane narody imperialistycznej burżuazji, i skupiać je w jedną międzynarodową rewolucyjną armię. Ta wielka wyzwoleńcza praca prowadzona jest obecnie tylko przez Czwartą Międzynarodówkę. Dlatego tak ją nienawidzą i faszyści, i imperialistyczni „demokraci”, i socjalpatrioci, i lokaje Kremla. To pewny znak, że pod jej sztandarem skupią się wszyscy uciskani.

 

19 września 1938 r.

 

P.S. Czechosłowacja, jako wojskowe mocarstwo, znika z mapy Europy. Utrata trzech i pół miliona głęboko wrogich Niemców byłaby w sensie wojskowym plusem, gdyby nie oznaczała utraty naturalnych granic. Najmocniejszy mur bohemskiej twierdzy runął od dźwięków faszystowskiej trąby. Niemcy nabywają nie tylko trzy i pół miliona Niemców, ale i pewną granicę. O ile dotąd Czechosłowacja była postrzegana jako wojenny most dla ZSRR do Europy, to teraz staje się ona mostem dla Hitlera na Ukrainę. Międzynarodowe „gwarancje” niepodległości dla resztek Czechosłowacji będą znaczyły niewymiernie mniej, niż takie same gwarancje dla Belgii przed wojną.

Upadek Czechosłowacji jest upadkiem międzynarodowej polityki Stalina ostatnich pięciu lat. Moskiewska idea „sojuszu demokracji” do walki z faszyzmem okazała się pozbawioną życia fikcją. Nikt nie chce walczyć w imię abstrakcyjnej zasady demokracji; wszyscy walczą z przyczyn materialnych. Anglia i Francja wolą zaspokajać apetyty Hitlera kosztem Austrii i Czechosłowacji a nie kosztem swoich kolonii.

Umowa wojskowa między Francją i ZSRR traci odtąd 75% swego znaczenia i może łatwo stracić całe 100%. Stary pomysł Mussoliniego: koncert czterech europejskich mocarstw pod batutą Włoch i Niemiec został zrealizowany, w każdym razie do czasu nowego kryzysu.

Straszliwy cios w międzynarodową pozycję ZSRR jest zapłatą za nieprzerwaną krwawą czystkę, która pozbawiła głowy armię, zdezorganizowała gospodarkę i odsłoniła słabość stalinowskiego reżimu. Źródłem defetystycznej polityki jest Kreml. Można z pewnością teraz oczekiwać prób radzieckiej dyplomacji zbliżenia z Niemcami za cenę dalszych odwrotów i kapitulacji, które z kolei mogą tylko przybliżyć upadek stalinowskiej oligarchii.

Kompromis na trupie Czechosłowacji w najmniejszym stopniu nie zapewnia pokoju a tylko stwarza dla Hitlera bardziej sprzyjającą bazę dla przyszłej wojny. Loty Chamberlain’a pod niebiosami przejdą do historii jako symbol tych dyplomatycznych konwulsji, jakie przeżywała podzielona, chciwa i bezsilna imperialistyczna Europa w przededniu nowej rzezi, która gotowa jest zalać krwią całą naszą planetę.

L. Trocki

22 września, godzina 10 rano.

Koyoacan, Meksyk.

Powrót do spisu dostępnych prac Trockiego

Powrót do strony głównej Polskiej Sekcji MIA