Lew Trocki

Przemówienie wygłoszone na VI Ogólnorosyjskim Zjeździe Rad Delegatów Robotniczych, Żołnierskich i Chłopskich z okazji pierwszej rocznicy Rewolucji Październikowej(1)


Wygłoszone: 9 listopada 1918 r.
Źródło: http://www.magister.msk.ru/library/trotsky/trotl718.htm
Tłumaczenie: Cezary
Adaptacja: Wojtek - Polska Sekcja MIA - listopad 2002


Przez te przeszło cztery miesiące, jakie upłynęły od czasu Zjazdu lipcowego(2), w sytuacji światowej i życiu wewnętrznym wszystkich krajów nastąpiły ogromne zmiany, które znalazły bezpośrednie odzwierciedlenie w życiu i rozwoju naszej Armii Czerwonej.

Kiedy w pamiętne dni lipcowe przeżywaliśmy jeden z najostrzejszych kryzysów w 9-miesięcznym życiu Republiki Rad, nasza Armia Czerwona była jeszcze słaba, a co było jeszcze cięższe, nawet w naszych, radzieckich szeregach jej przyszły rozwój nierzadko był stawiany pod znakiem zapytania; wtedy wielu towarzyszom wydawało się wątpliwym, czy uda się w warunkach skrajnego wyczerpania całej dorosłej męskiej ludności kraju, przy wykrwawieniu i wyniszczeniu całego organizmu gospodarczego Republiki, stworzyć w krótkim czasie wyćwiczoną, zwartą, zdolną do walki Armię Czerwoną.

Wtedy w lipcu, jak pamiętacie, Towarzysze, jedna partia, zajmująca określony sektor na tej sali, pryncypialne przeciwstawiała armii robotniczo-chłopskiej oddziały partyzanckie. Mówiono nam z obozu istniejącej wtedy jeszcze Partii Lewicowych Socjalistów-Rewolucjonistów, że reżim rewolucyjny nie może tworzyć regularnych armii, że powinien on ograniczyć się do utworzenia oddziałów partyzanckich. Była to niebezpieczna bezmyślność. Oddziały partyzanckie odpowiadają okresowi walki o władzę i pierwszemu, niemowlęcemu okresowi rozwoju nowej władzy. Jednak w miarę tego, jak klasa panująca zaczyna wykorzystywać władzę do celów wojskowych, przechodzi on od partyzanckiego "chałupnictwa" do planowego budownictwa państwowego i powinien tworzyć armię regularną. Myślę, Towarzysze, że tu i teraz nie znajdzie się nie tylko kilkuset, ale nawet kilkudziesięciu, nawet kilku deputowanych, którzy popieraliby ówczesne eserowskie hasło: "Niech żyją oddziały partyzanckie!" przeciw hasłu większości: "Niech żyje armia robotniczo-chłopska!".

Wtedy w lipcu nasza armia cierpiała. Sytuacja była taka: z jednej strony chorobliwy rozkład starej armii, która rozpadając się, rozkładała nasze nowo sformowane oddziały; z drugiej strony te oddziały, cierpiąc na prawdziwe choroby wieku dziecięcego, były sklecone jeszcze niezbyt trwale i nie miały jeszcze choćby najmniejszego doświadczenia bojowego. W tych warunkach wtedy cofaliśmy się wcześnie, gdzie przeciw nam działały choć jako tako zwarte oddziały przeciwnika. Tak się stało na przykład, gdy na nas nacierali Czechosłowaccy na froncie wschodnim, ale jednak stopniowo zaczęto tworzyć mocne oddziały i w miarę ich wzrostu sytuacja zaczęła się w sposób widoczny zmieniać.

Wcześniej oddziały czerwonoarmistów wykazywały niski stopień przygotowania bojowego, i oddawaliśmy miasto po mieście. Wycofaliśmy się z Powołża, oddaliśmy część Syberii.

Kiedy Anglicy i Francuzi wysadzili desant w Murmańsku, a potem prawie bez walki, z marszu wzięli Archangielsk, w tym momencie stanęliśmy w obliczu konkretnego niebezpieczeństwa, że angielsko-francuski front północny połączy się z białogwardyjskimi frontami na wschodzie, nad Wołgą i na Uralu. To ogromne niebezpieczeństwo z północnego wschodu wstrząsnęło całą Republiką Rad.

Mimo wszystko po V Zjeździe Rad, który zakończył się na początku lipca, jeszcze cały miesiąc cofaliśmy się. W pierwszych dniach sierpnia oddaliśmy Kazań - bojowe centrum operacyjne, gdzie miała siedzibę Rada Wojenna Frontu Wschodniego. Nasza niezdolność do utrzymania Kazania była przejawem mniej niż niskiego szczebla rozwoju Armii Czerwonej.

Wkrótce potem wreszcie zaczął się przełom i dokonał się w krótkim czasie. Przełom dokonał się nie tyle wewnątrz resortu wojskowego, ile w całej Rosji Radzieckiej. Po raz pierwszy wszyscy zrozumieli, że kraj stoi w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, i że resort wojskowy i robotniczo-chłopska Armia Czerwona własnymi siłami i przy pomocy całej klasy robotniczej musi sobie z tym niebezpieczeństwem poradzić.

Zwróciliśmy się z apelem do Rady Piotrogrodzkiej, do Rady Moskiewskiej, do związków zawodowych, do komitetów fabryczno-zakładowych i najbardziej przodujących Rad prowincjonalnych, które jeszcze daleko nie w pełni równały się ze stolicami rewolucji. Wymienione organizacje posłały swoich robotników, najlepszych, najbardziej pełnych samozaparcia proletariuszy na front wschodni. Towarzysze ci, członkowie związków zawodowych i pracownicy licznych Komisariatów, wcielili się do jeszcze płynnej, nie zorganizowanej armii robotniczo-chłopskiej i utworzyli, jak meldowałem już Centralnemu Komitetowi Wykonawczemu Rad, jej mocny, twardy a elastyczny zarazem kręgosłup. Bez tych tysięcy pracowników Rad i przodujących proletariuszy resort wojskowy swemu zadaniu by nie sprostał. Tylko dzięki ich niezwykłemu samozaparciu nie tylko nie oddaliśmy Niżniego Nowgorodu, Wiatki ani Permu, nie tylko nie pozwoliliśmy Czechom i Słowakom połączyć się z Anglikami i Francuzami, ale przeciwnie, przeszliśmy na tych frontach do ofensywy, która rozwijała się coraz bardziej pomyślnie i doprowadziła do oczyszczenia przez nas z wojsk białogwardyjskich w ciągu kilku tygodni całego Powołża. I muszę powiedzieć tu przed tym najwyższym zgromadzeniem Republiki, że jesteśmy wdzięczni za te zwycięstwa w pierwszym rzędzie Radom Piotrogrodzkiej i Moskiewskiej, w osobie rzuconych przez nie na front proletariuszy. Na Uralu nasze sukcesy przychodziły nie tak szybko, jak byśmy tego chcieli. Główna trudność tutaj polegała na tym, że w Zakładach Iżewskich i Wotkińskich zaczęły się białogwardyjskie bunty, i zakłady te przekształciły się w punkty oporu sił białogwardyjskich i czechosłowackich. Zakłady zaopatrywały je w amunicję i karabiny maszynowe. Kontr-rewolucji udało się wciągnąć w zakładowy bunt nie tylko kułaków, ale niewątpliwie i część robotników, którzy przyłączyli się do nich pod przymusem. Zaczęła się walka o opanowanie tych najważniejszych centrów zaopatrzenia wojskowego. Ta walka odciągała nasze siły od ofensywy na Jekatierinburg i inne miejscowości Uralu. I właśnie wczoraj otrzymaliśmy wiadomość, że w rocznicę naszej Republiki Zakłady Iżewskie zostały zdobyte przez pułki Armii Czerwonej i znalazły się pod władzą radziecką. Od tej pory Zakłady te będą naszą Armię Czerwoną zaopatrywać w amunicję, karabiny maszynowe i wszystko, czego ona potrzebuje. Wszystkie pozostałe miejscowości zostaną wyzwolone w krótkim czasie. To daje podstawy do oczekiwania, że w najbliższym czasie na tym froncie będziemy szli naprzód i sukcesy będą nadchodzić szybciej. Można zakładać, że w najbliższym okresie Anglicy i Francuzi powinni porzucić wszelką myśl o utworzeniu połączonego frontu północno-wschodniego. Mamy wiadomości, że i Anglicy i Francuzi na froncie północnym, i Czechosłowacy stracili już nadzieję na sukces, i jednocześnie są meldunki o rozkładzie w armii desantowej. Z frontu kotłaskiego donoszą, że na naszą stronę przeszedł pierwszy, 58-osobowy oddział angielskich żołnierzy. Pierwsze koty za płoty: 58 - rozumie się, że to niewielu. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że na północy Anglików w ogóle jest bardzo mało, i że ich sytuacja będzie się pogarszać w związku z zimową porą; dlatego nie ma wątpliwości co do tego, że Anglicy będą musieli w najbliższym czasie uciekać z tym swoim desantem, jeśli nie chcą narazić go na niebezpieczeństwo całkowitego rozkładu i rozniesienia w proch i pył.

W ciągu zimy na froncie północnym żadne niebezpieczeństwo krajowi nie grozi. I nie ma wątpliwości, powtarzam, że nieprzyjaciel czasowo postawił na tym froncie krzyżyk.

Na wschodzie operacje będą rozwijać się dalej w tym samym kierunku, to znaczy będzie trwała nasza systematyczna i planowa ofensywa. Towarzysze, możemy słusznie wyrażać niecierpliwość z powodu tego, że główne miasto Uralu - Jekatierinburg do tej pory jeszcze nie jest w naszych rękach; ale równocześnie musicie sobie jasno zdawać sprawę z tego faktu, że na froncie wschodnim nasza ofensywa jest w najwyższym stopniu regularna, planowa i systematyczna, w żadnej mierze nie partyzancka. Tu jesteśmy zabezpieczeni przed wszelkimi niespodziankami. Co wcale nie przeszkadza temu, że na skrzydłach i głębokich tyłach nieprzyjaciela działają nasze oddziały partyzanckie podlegające rozkazom z centrum, przekazywanym przez dowództwo regularnych armii, i działają z niewątpliwymi sukcesami.

Towarzysze, na froncie południowym sprawy w tej chwili niewątpliwie wyglądają gorzej(3) niż na froncie północnym, a szczególnie niż na wschodnim. Na froncie południowym naszą armię tworzono innymi sposobami, niż na tamtych dwóch. Przeciwnik jest tu inny i operacje wojenne przebiegały inaczej. Aż do ostatnich czasów traktowaliśmy front południowy, można powiedzieć, jak ubogiego krewnego: nie zakasywaliśmy rękawów i nie braliśmy się za niego, oczywiście dlatego, że musieliśmy koncentrować główną uwagę, siły i środki na froncie północnym. Tam byli Anglicy, Francuzi, Czechosłowacy, a na wschodnim horyzoncie już było widać Amerykanów i Japończyków. Ale okazało się, nieoczekiwanie dla nas, że niebezpieczeństwo czaiło się i na południu, gdzie działała przeciw nam banda Krasnowa. W ciągu pierwszego roku rewolucji przywykliśmy, że zbyt łatwo się rozprawiamy z wewnętrzną kontr-rewolucją i krajową burżuazją, z bandami Krasnowa i Kaledina przy pomocy zaimprowizowanych oddziałów, słabo zorganizowanych, liczących tysiąc ludzi albo dwa, składających się z piotrogrodzkich czy moskiewskich niewyszkolonych robotników, którzy chwytali karabiny i nawet nieźle sobie radzili. Stąd powstał lekceważący stosunek do frontu południowego, opinia ze z naszymi wrogami prędzej czy później koniec końców sobie poradzimy. To jedna strona medalu. A z drugiej strony chodzi o sam proces formowania oddziałów, które teraz utrzymują front południowy. W znacznej części są to uchodźcy z Ukrainy, z obwodu dońskiego, z Kubania, z Przedkaukazia. Są doskonałe, doświadczone oddziały, które przeszły surową szkołę doświadczeń wojny partyzanckiej. Mają dowódców, którzy dzielili z nimi te niewygody i trudy - i wszystkie zasługi w ciągu wielu miesięcy walk na Ukrainie, nad Donem i na Przedkaukaziu, ale równocześnie te oddziały, bardziej niż wszystkie pozostałe nasze oddziały na innych frontach, przesiąkły negatywnymi cechami w partyzanckim okresie wojny i jeszcze do tej pory się tego nie oduczyły. Każdy partyzancki dowódca uważał swój oddział (który nazywał "dywizją") za świat zamknięty; żądał od żołnierzy swojej "dywizji" bezwzględnie surowej dyscypliny, i nierzadko nawet umiał ją wytwarzać i utrzymywać. Ale równocześnie jemu samemu brakowało dyscypliny w stosunku do wyższych szczebli dowództwa. Trudno było przekształcić te oddziały w regularne, prawidłowe jednostki, dywizje normalnie działającej, scentralizowanej armii. Dla tego zadania niezbędna była duża liczba radzieckich robotników - komunistów, zahartowanych działaczy rewolucji, i wtedy po raz drugi zwróciliśmy się do Rad Piotrogrodzkiej i Moskiewskiej, wskazując, jak ekstremalnie ważne i potrzebne jest zdyscyplinowanie, ujednolicenie frontu południowego na obraz i podobieństwo wschodniego. I znów Rady Piotrogrodzka i Moskiewska rzuciły nam wiele setek robotników na front południowy. Ale stało się to dopiero w całkiem ostatnich dniach, i dopiero kilka dni temu ci najlepsi robotnicy w państwie pojawili się na froncie, i może dopiero dziś są przydzielani do poszczególnych oddziałów. Na froncie południowym do tej pory nie było komisarzy ani w pułkach, ani w dywizjach; ci z Was, Towarzysze, którzy mają coś do czynienia z armią, wiedzą jaką ogromną rolę odgrywają komisarze, rekrutujący się z robotników z długim stażem partyjnym. Jako dowódców mamy tam jedynie młodych ludzi, którzy do niedawna byli żołnierzami, których uwaga i siły są w całości pochłonięte walką, tak więc zadanie kontroli politycznej i rewolucyjnego hartowania wojsk rzeczywiście spada na kogoś innego, na komisarza, którego stanowisko ma bardzo wielkie znaczenie. A w naszych armiach na południu, bardzo licznych, prawie wcale nie było oddziałów z komisarzami, z wyjątkiem tych pułków i dywizji, które przerzucono na front w ostatnim czasie i nadal się przerzuca. Dopiero teraz utworzono na froncie południowym aparat komisaryczny. Nasi wrogowie nazywają ten reżim komisarzowładztwem, chcą nas napiętnować tą nazwą, ale w stosunku do naszych robotników i armii robotniczo-chłopskiej jesteśmy gotowi się z taką nazwą zgodzić. Tak, nasza armia trzyma się na komisarzach, a ponieważ się na nich trzyma, to reżim rewolucyjny możemy określić jako komisarzowładztwo. Jeśli dajecie nam zahartowanych, doświadczonych komisarzy, którzy umieją umierać, to nasze sprawy stoją dobrze.

Towarzysze, powtarzam to, co nieraz mówiłem w Centralnym Komitecie Wykonawczym Rad: Nie znam ani jednego oddziału, który uciekałby w panice, przejawiałby małego ducha, wydałby spośród siebie wielu dezerterów - jeśli ten oddział ma twardego dowódcę i twardego komisarza. W każdym oddziale znajdzie się zawsze, choćby niewielkie, ale całkowicie świadome i zahartowane jądro żołnierzy-rewolucjonistów, komunistów, oddanych rycerzy walki socjalistycznej, i jeśli komisarz zawsze stoi na posterunku, jako nieugięty żołnierz rewolucji, jeśli w chwili najgroźniejszego niebezpieczeństwa wychodzi przed szereg swego oddziału i mówi: "Ani kroku w tył!" - to popierają go najlepsi żołnierze, i wtedy zachowanie wszystkich żołnierzy jest zapewnione, bo każdy oddział, nawet mało uświadomiony, ma w duszy głos sumienia, który podpowiada: "Nie wolno zdradzać, nie wolno dezerterować". I jeśli nawet dowództwo milczy, a wiadomo, że instynkt samozachowawczy może przemóc świadomość, to wystarczy, żeby rozległ się głos sumienia: "Towarzysze, ani kroku w tył!" - żeby oddział Armii Czerwonej nie uciekł. Jeszcze nie słyszałem o przypadku paniki w takich okolicznościach. Oto dlaczego wprowadziliśmy zasadę, która komuś może wydawać się okrutna, ale które musi być: za wszelkie paniczne ucieczki, za wszelkie dezercje odpowiadają w pierwszym rzędzie dowódca i komisarz. Jeśli nie zastosowali wszelkich środków, żeby temu przeszkodzić, albo zdezerterowali i dobrze się mają - to rozumie się, że oni pierwsi pójdą pod topór naszego trybunału rewolucyjnego(4). Zdaje się, że ktoś z towarzyszy wyrażał opinię, że postępujemy zbyt okrutnie, bezlitośnie. Nasze czasy w ogóle są czasami okrutnymi i bezlitosnymi dla klasy robotniczej, zmuszonej do obrony swej władzy i swego istnienia przed masą wrogów zewnętrznych. I jeśli chcemy doczekać dalszych rocznic Republiki Rad, obronić Władzę Radziecką i wywalczyć przyszłość dla klasy robotniczej i chłopstwa pracującego, to jesteśmy zobowiązani być bezlitośni w stosunku do wszystkich, którzy w naszych własnych szeregach nie dają z siebie maksimum energii, męstwa, twardości, kiedy zostali postawieni na odpowiedzialnych stanowiskach - a nie ma bardziej odpowiedzialnego stanowiska niż stanowisko komisarza. Towarzysze, nie ma wątpliwości, że przy takim twardym kursie proletariackim na froncie południowym w najbliższym czasie zostanie wykonana dobra robota zdyscyplinowania, centralizacji i nadania zwartości walczącym tam oddziałom.

Wizytowałem armie na frontach woroneskim, bałaszowskim, carycyńskim i astrachańskim, w najbardziej uważny i szczegółowy sposób zapoznałem się ich stanem i mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że na południu mamy dobrą i bardzo liczną armię, znacznie większą, niż wielu z Was się wydaje. Teraz otrzyma ona należną organizację dowództwa i prawdziwy korpus komisarski. Powtarzam, rezultaty tego dadzą o sobie znać już w najbliższym czasie.

W Kozakach i białogwardzistach mamy teraz przeciwnika znacznie poważniejszego, niż to się do niedawna wydawało. Przeciw nam połączyły się znaczne siły: bandy Krasnowa, które były do niedawna wspierane przez Niemców, oraz bandy Denikina i Aleksiejewa, które były do niedawna wspierane przez Anglików i Francuzów. Teraz siły Aleksiejewa i Denikina łączą się z siłami Krasnowa, choć do tej pory dzieliło je to, że były wspierane przez dwie wrogie sobie imperialistyczne koalicje, niemiecką i angielsko-francuską. Teraz i jedni i drudzy maja nadzieję być wspierani już tylko przez jeden zwycięski militaryzm angielsko-francuski. Na froncie południowym mamy w najwyższym stopniu ostry problem. Niemiecki militaryzm upada. Przed chwilą usłyszeliśmy wiadomości, które świadczą, że proces jego upadku przebiega z błyskawiczną szybkością. Niemcy nie są w stanie utrzymać Ukrainy. Militaryzm angielsko-francuski spieszy zastąpić ich na Ukrainie, nad Donem i na Przedkaukaziu. A my musimy wepchnąć się miedzy uciekający militaryzm niemiecki a nadciągający angielsko-francuski. Musimy opanować dorzecze Donu, Przedkaukazie i wybrzeże Morza Kaspijskiego, wesprzeć robotników i chłopów Ukrainy, wypędzić niemieckich łajdaków z naszego radzieckiego domu, obejmującego i Przedkaukazie, i dorzecze Donu, i Ukrainę - a angielskim łajdakom zamknąć do nich dostęp. Na tym polega znaczenie dla Armii Czerwonej tych zmian w sytuacji światowej, o których wspominałem na początku.

Przechodzę do dziedziny problemów o charakterze organizacyjnym. Doświadczamy - to nie tajemnica - trudności w organizacji zaopatrzenia i przygotowania dowództwa.

Najgłębszy kryzys przetrwaliśmy: armia istnieje, jest dowodzona i zaopatrywana. Niedawne wątpliwości, czy uda nam się stworzyć zdolną do walki armię, teraz już nie mogą mieć miejsca. Armia istnieje, walczy i staje się czynnikiem międzynarodowym, z którym wrogowie już się liczą. W nasze radzieckiej prasie nie tak dawno ukazał się przegląd pasy zagranicznej, mianowicie czołowej angielskiej gazety "Times" i niemieckiej burżuazyjnej gazety "Lokal Anzeiger". O naszej Armii Czerwonej piszą, że rośnie ona z groźną szybkością. Mówiąc o liczebności, gazety wskazywały na liczbę 400-500 tysięcy żołnierzy, których już mamy. Ze zrozumiałych względów nie będę przytaczać dokładnych danych, ale mogę powiedzieć, że liczby wymieniane w "Times" i "Lokal Anzeiger" już przekroczyliśmy, i to znacznie. Równocześnie przeżywamy teraz pewien kryzys dowództwa, wywołany powiększeniem armii. Ale przetrwamy go, a dowodem na to jest fakt, że Zjazd dziś widział na placu przed teatrem naszych nowych, młodych, czerwonych oficerów(5). Są ich już tysiące, przygotowują się dziesiątki tysięcy, i oni będą nieprzerwanie wcielać się do Armii Czerwonej. Zjazd widział ich. W sensie musztry oni ani o włos nie ustępują najlepszym carskim junkrom, ale, towarzysze, to są nasi, robotniczo-chłopscy "junkrzy". Towarzysze, oni są naszymi najlepszymi robotnikami, najlepszymi zahartowanymi bojownikami, ludźmi którzy na śmierć pójdą jak na defiladę. Mówię to z pełnym przekonaniem, na podstawie tego, co obserwowałem osobiście.

Mamy teraz najpewniejszych czerwonych dowódców. Zaciągnęli się w szeregi naszej Armii Czerwonej i pomogą jej dojść do zwycięstwa.

Problem zaopatrzenia jest jednym z najtrudniejszych, szczególnie w istniejących warunkach gospodarki kraju. W tej dziedzinie utworzono centralną organizację, na której czele postawiono wybitnego inżyniera i organizatora tow. Krasina, któremu postawiono zadanie wykorzystania wszystkich sił i środków kraju dla żywnościowego, rzeczowego i bojowego zaopatrzenia armii. Związkom zawodowym, organizacjom Rad, komitetom biedoty w całej Republice zalecono uczynić to zadanie kamieniem węgielnym. Wiecie, że CKW Rad ogłosił nasz kraj twierdzą. Zauważmy, że postanowienie to gdzieniegdzie jeszcze nie zostało wcielone w życie.

W terenie wymagania resortu wojskowego ustawicznie stwarzają ograniczenia dla sił miejscowych, bo sytuacja bez wyjścia zmusza nas do przekształcenia kraju w twierdzę, i trzeba bardzo wielu rzeczy się wyrzec dla osiągnięcia wspólnego celu. Jestem gotów przyznać się terenowym organizacjom Rad i organizacjom kolejarzy, że ustawicznie przedstawiciele resortu wojskowego żądają więcej niż jest możliwe, i nie takim tonem, jakim należałoby żądać; ale wszystko to są niewielkie tarcia i trzeba je odrzucić w obliczu zadania stojącego przed nami w całej swej historycznej krasie. Jest to takie zadanie, że wszystkie pozostałe cofają się na dalszy plan.

Obecnie trwają gorączkowe prace w resorcie oświaty ludowej, kierowanym przez. tow. Łunaczarskiego. Sprowadzają się do tego, że na radzieckich placach stawiamy pomniki wielkim ludziom, wodzom socjalizmu. Jesteśmy przekonani, że sercu każdego robotnika i całych mas ludowych te dzieła sztuki są drogie. Równocześnie powinniśmy powiedzieć każdemu z nich, od Moskwy i Piotrogrodu po najgłuchsze zakątki: Widzicie, Władza Radziecka postawiła pomnik Lassalle'owi. Lassalle jest wam drogi, ale jeśli burżuazja przerwie front i przyjdzie tu, to zburzy ten pomnik razem z Władzą Radziecką i wszystkimi zdobyczami, którymi teraz rozporządzamy. To znaczy, że wszyscy robotnicy, wszyscy którym droga jest Władza Radziecka, powinni bronić jej z bronią w ręku. Przez konkretny obraz naszej propagandy ta konieczność powinna wniknąć do świadomości kraju, stać się jej częścią. Zadanie bojowe jest teraz zadaniem głównym. Nie ma wyższego, ważniejszego, bardziej naglącego zadania! Na naszym froncie południowym bije puls losu naszej władzy. Wszystkie organizacje, Rady terenowe powinny skierować tu wszystkie siły i środki, a tymczasem w wielu obwodach tego jeszcze nie przeprowadzono i nie wykonano. I w takiej sytuacji nierzadko zdarza się, że miejscowe organziacje Rad mało myślą o tym, że majątek, który mają - amunicja, samochody, karabiny - potrzebne jest wie pierwszej kolejności dla frontu. Dopuścić teraz do podobnych zjawisk byłoby zbrodnią przeciw klasie robotniczej. Teraz niezbędna jest organizacja wszystkich sił kraju, w pierwszej kolejności dla frontu południowego. Jeśli pewne instytucje odczuwają nacisk resortu wojskowego jako okrutny nacisk nowej czerwonej radzieckiej soldateski, to stanowczo powtarzam, że żyjemy w surowych czasach, kiedy niezbędne jest przekształcenie kraju w twierdzę. Jeśli nasi żołnierze uciekają w panice, to czeka ich surowa kara. Ten los dosięgnie i instytucje Rad, które odważą się uciekać z frontu, jak wiele z nich przedtem robiło. Co prawda takie wypadki teraz zdarzają się znacznie rzadziej, przeciwnie, kiedy front się cofa i zagraża Radom powiatowym czy miejskim, to one już nie uciekają, tylko zbroją się i wcielają się do szeregów naszej armii. Ale mimo tego wszystkiego do utworzenia trwałych, zdyscyplinowanych, energicznych tyłów jest jeszcze daleko. A takie tyły są dla nas niezbędne, żeby przejść do ofensywy na froncie południowym. Dla wszystkich jest jasne, jakie znaczenie ma zdobycie obwodu dońskiego. Odbije się ono na Ukrainie i na całym świecie, bo tam będziemy kontynuować wysiłki zmierzające do opanowania rejonu Morza Kaspijskiego. Właśnie trzy dni temu byłem w Astrachaniu i wróciłem stamtąd z 7 dużymi parowcami, które odebraliśmy Biczerachowowi(6). Te parowce są dla nas niezbędne, bo 3 z nich są największe na Morzu Kaspijskim, takie jakich nie mieliśmy. Postawimy na nich nasze stumilimetrowe działa, jakich nie będzie miał ani Biczerachow, ani Turcy. Myślę, że nasza dobra radziecka rzeka Wołga niedługo będzie wpadać do dobrego, radzieckiego Morza Kaspijskiego. Oczywiście, nie można sobie pozwalać na nadmierny optymizm, ale nie można nie przyznać, że nasza ogólna sytuacja wojskowa jest zadowalająca.

Na froncie wschodnim panuje całkowita demoralizacja w oddziałach walczących przeciw nam. Teraz się jeszcze nasili po nadejściu wiadomości o wydarzeniach w Austro-Węgrzech(7), o tym że Czechy zostały wolnym krajem - a każdy Czechosłowak wie, że droga do wyzwolonych Czech nie prowadzi przez Anglię i Francję, tylko przez Rosję Radziecką i Ukrainę Radziecką. Co się tyczy frontu południowego, to tam cały problem sprowadza się do tempa naszego działania. Nie powinniśmy dać naszym wrogom możliwości wzajemnego zauważenia się. Krasnow, który do wczoraj walczył z Aleksiejewem i konkurował z nim, dziś z nim się łączy, Biczerachow dziś prowadzi wojnę przeciw Turcji, jutro się z nią połączy. Niemcy niewątpliwie wyczyszczą drogę dla Anglików i Francuzów i nawet pomogą im w walce przeciw nam. Tempo jest najważniejszą sprawą, powinniśmy rozwinąć ogromną szybkość, a ona, wraz z siłą Armii Czerwonej, da nam możliwość takiego działania, żeby osłonić Rosję przed naciskiem kontr-rewolucji.

Z frontu wróciłem z przekonaniem, że roboty jest wiele, i że są jeszcze trudności subiektywne; że na przykład nie wszyscy radzieccy robotnicy zrozumieli, że istnieje scentralizowane zarządzanie, i że wszystkie rozkazy, idące z góry, powinny być niewzruszalne i odstępowanie od nich jest niedopuszczalne. Wobec tych radzieckich robotników, którzy jeszcze wszystkiego tego nie zrozumieli, będziemy bezlitośni: odsuniemy ich, wyrzucimy z naszych szeregów, ukarzemy. Trudności jeszcze jest wiele, szczególnie na froncie południowym, ale nasze siły się powiększyły, mamy większe doświadczenie i pewność siebie. Jeśli Wy wszyscy, Towarzysze, wrócicie ze Zjazdu Rad odnowieni dzięki wzajemnemu zjednoczeniu, jeśli wrócicie do siebie i zameldujecie o tym, co tu usłyszeliście, i jeśli powiecie, że mamy Armię Czerwoną, która jest silna i zwarta; jeśli pojedziecie do domu z tym przekonaniem i wyjaśnicie, że główne zadanie, jakie stoi przed nami, polega na tym, żeby wszystkie wolne i częściowo wolne siły wysłać na front, że wszystkie magazyny trzeba przeszukać, wszystkie zbędne bagnety i amunicję zebrać i też wysłać przez odpowiednie instancje na front; jeśli to wszystko zrobicie i zmilitaryzujecie wszystkie organizacje radzieckie - to nasz kraj zostanie doprowadzony do takiej sytuacji, przy którym niestraszni mu będą ani imperialiści niemieccy, ani angielsko-francuscy. Wtedy nasza Armia Czerwona i nasze tyły będą rozwijać się z każdym dniem i z każdą godziną. I hasło, które rzucił w swoim liście do Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad tow. Lenin, o tym że potrzebna jest nam trzymilionowa armia, będzie mogło stać się rzeczywistością.

Podczas gdy w pozostałych krajach następuje proces wewnętrznego rozpadu, tylko w różnych krajach w różnym stopniu; podczas gdy wojna powoduje tam proces rozłamu między masami żołnierskimi a dowództwem i między klasami panującymi a masami w ogóle; podczas gdy tam przeżywają okres, który my przeszliśmy w lutym, marcu i kwietniu tego roku - w tym czasie u nas ma miejsce proces odwrotny. My się łączymy, formujemy, hartujemy. U nas żołnierze, wzięci częściowo ze starej armii, wykonują teraz zadania historyczne, które nie mogą rozłożyć i obrócić armii w proch i pył, jak to dzieje się teraz w krajach zbankrutowanej burżuazji. Tam armie albo już się rozsypały, albo się rozsypują, albo rozsypią się od samej tylko agitacji rewolucyjnej. A naszym żołnierzom żadni agitatorzy są niestraszni, i na potwierdzenie tego melduję wam, że na froncie południowym, tam gdzie teraz znajdujemy się w trudnej sytuacji w obliczu imperialistów Niemiec, Francji i Anglii, tam nie tylko prawicowi eserowcy, ale i lewicowi eserowcy spiskują, ale bez oparcia w masach i bez rezultatu. Szczegóły jednego z takich spisków w naszej Armii Czerwonej...

Głosy z sali: Hańba!

... walczącej przeciw zjednoczonemu imperializmowi angielsko-francuskiemu, zostaną opublikowane lada dzień(8).

Ktoś powiedział: "Hańba!" Tak, hańba, po trzykroć hańba!

Naszej Armii Czerwonej teraz żadni agitatorzy są niestraszni. Wie ona, że cały kraj nie ma przed sobą innych zadań niż zaopatrzenie dla Armii Czerwonej i troska o nią. Ma dowództwo. Wszystkie siły, jakie kraj ma, ofiaruje Armii Czerwonej. Nie ukrywamy naszych zadań i celów. Nasza Armia Czerwona czuje, że jest uzbrajana przez reżim radziecki, robotniczo-chłopski. Nasza Armia Czerwona ten reżim obroni. Towarzysze! Waszym podstawowym zadaniem jest wspieranie Armii Czerwonej - tak moralne, jak i materialne. Cały kraj musi zostać zmobilizowany - materialnie i duchowo. Wszystkie jej siły i środki należą do Armii Czerwonej, która musi bić się lepiej, niż do tej pory. Doświadczenie Armii Czerwonej tworzy niewzruszony kapitał. To doświadczenie ona gromadzi, a ducha swego nie traci. Cały kraj stoi teraz w obliczu formowania nowych oddziałów robotników i chłopów, i wszyscy powinni w terenie dopilnować, żeby te oddziały nie cierpiały żadnego niedostatku, ani materialnego, ani duchowego. Powinny one czuć, że mają oparcie we Władzy Radzieckiej. Waszym obowiązkiem jest wyjechać stąd ze świadomością, że nie ma większego zadania niż umocnienie Armii Czerwonej, niż wsparcie dla frontu.

I kiedy to zadanie zostanie wykonane, wtedy nasz front będzie niewzruszony, i wtedy będziemy świętować rocznice nie tylko u siebie, ale i w Rostowie, Charkowie, Kijowie, Wiedniu, Berlinie i być może ten kongres międzynarodowy, który zamierzał zwołać F. Adler w lipcu 1914 r. w przededniu wojny, zwołamy w jednej z naszych radzieckich stolic. Wtedy powiemy III Międzynarodówce: zebraliście się u nas w Moskwie czy Piotrogrodzie dlatego że Wasz zjazd ochrania robotniczo-chłopska Armia Czerwona, pierwsza armia komunizmu w całej historii świata.

Przypisy:

(1) VI Zjazd Rad odbywał się w Moskwie w dniach 6-9 listopada 1918 r., a więc w pierwszą rocznicę Rewolucji Październikowej. Sytuacja wojenna była w tym czasie względnie pomyślna: całe Powołże zostało wyzwolone, wojska radzieckie zajmowały Ural, ale na południu cały obwód doński był jeszcze w rękach Krasnowa. W tym samym czasie na Zachodzie kończyła się I wojna światowa, jasno zarysowywało się zwycięstwo Ententy i rozwijały się wydarzenia rewolucyjne w Niemczech i w Austrii. Zjazd wysłuchał referatów tow. Lenina o rocznicy Października i o sytuacji międzynarodowej. Główną myślą tych referatów tow. Lenina było to, że "jeszcze nigdy nie byliśmy tak bliscy rewolucji światowej, ale równocześnie sytuacja światowa jeszcze nigdy nie była tak niebezpieczna jak teraz". Następnym punktem porządku dziennego Zjazdu był referat tow. Trockiego o sytuacji wojennej republik radzieckich Rosji i Ukrainy. Zjazd wysoko ocenił sukcesy Armii Czerwonej, jej wzrost ilościowy i rozwój jakościowy, stopniowe przekształcanie wojsk radzieckich w regularną armię, pojawienie się pierwszych czerwonych dowódców. Zjazd postanowił zwrócić najpoważniejszą uwagę na umocnienie Armii Czerwonej i wzmocnienie frontu południowego. Wzywając do zwiększenia siły wojskowej kraju, Zjazd równocześnie zwrócił się do wszystkich rządów z propozycją pokoju. Ostatnim punktem prac VI Zjazdu Rad był problem budowy Władzy radzieckiej w terenie, wprowadzenie jednolitego systemu Rad w mieście i na wsi, wzajemne stosunki między Radami a komitetami biedoty na wsi. Zjazd postanowił przeprowadzić nowe wybory do wszystkich Rad wiejskich. W Zjeździe uczestniczyło 950 delegatów z głosem decydujący, w tym 933 komunistów, 8 komunistów rewolucyjnych, 4 lewicowych eserowców, 2 komunistów ludowych, 1 maksymalista, 1 anarchista i 1 bezpartyjny.

(2) Poprzedni, V Zjazd Rad odbył się w dniach 4-10 lipca 1918 r.

(3) W sierpniu 1918 r. Niemcy zajęli obwód doński i pod ich osłoną utworzono tam białą armię generała Krasnowa, która w chwili największych sukcesów liczyła ok. 100 tys. ludzi. Wykorzystując to, że Armia Czerwona była zajęta ofensywą na północy i wschodzie, Krasnow rozpoczął ofensywę poza obwodem dońskim. Główne uderzenia skierował na Carycyn i Woroneż. Nieliczne i słabo uzbrojone czerwone oddziały frontu południowego, które w tym czasie w znacznej części były jeszcze oddziałami partyzanckimi, przez cały październik cofały się przed wojskami Krasnowa. 1 października 1918 r. oddały Pawłowsk, 6 października Buturlinowkę, a 21 października stację kolejową Tałowaja. Krasnow podszedł pod Nowochopiersk i zaczął zagrażać bezpośrednio Woroneżowi. Równocześnie w połowie października wojska Krasnowa zbliżyły się na odległość 12 km od Carycyna, obeszły go od południa i sforsowały Wołgę. Jednak i Carycyn, i Woroneż obroniły się. Na kierunkach carycyńskim i woroneskim w listopadzie 1918 r. doszło do zaciętych walk, które trwały przeszło miesiąc. Niektóre miejscowości, takie jak stacja kolejowa Liski oraz Bobrow i Nowochopiersk, po kilka razy przechodziły z rąk do rąk. Ale Krasnow nawet w chwili największych sukcesów nie zdobył jednak Kamyszyna i nie posunął się dalej niż do linii Liski-Bobrow-Borisoglebsk-Kamyszyn-Carycyn. W grudniu Armia Czerwona zaczęła wypierać Krasnowa z zajętych obszarów.

(4) Pierwszy rozkaz, obarczający dowódcę i komisarza oddziału odpowiedzialnością za panikę i dezercję, wydał tow. Trocki w sierpniu 1918 r., podczas pierwszej inspekcji frontu pod Kazaniem.

Oto ten rozkaz:

"Rozkaz przewodniczącego Najwyższej Rady Wojennej i ludowego komisarza spraw wojskowych i morskich Nr 18.

Zameldowano mi, że Piotrogrodzki Oddział Partyzancki zdezerterował. Rozkazuję komisarzowi Rozengolcowi sprawdzić to. Żołnierze Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej nie są tchórzami i niegodziwcami. Chcą walczyć o wolność i szczęście ludu roboczego. Jeśli się cofają czy źle się biją, to winni są dowódcy czy komisarze. Ostrzegam: jeśli jakiś oddział cofnie się bez rozkazu, to jako pierwszy zostanie rozstrzelany jego komisarz, a dowódca jako drugi. Mężni, odważni żołnierze zostaną wynagrodzeni według zasług i mianowani na stanowiska dowódcze. Tchórze, egoiści i zdrajcy nie uciekną przed kulą w łeb. To przysięgam przed obliczem całej Armii Czerwonej".

Ostre środki walki przeciw negatywnym zjawiskom na froncie doprowadziły do przełomu na froncie, odbicia Kazania 10 września 1918 r., a następnie wypędzenia Czechosłowaków z Powołża.

(5) Parada czerwonych kursantów odbyła się 9 listopada 1918 r. na placu Teatralnym w obecności delegatów na VII Zjazd Rad.

(6) Pod koniec lipca 1918 r. w niektórych rejonach Przedkaukazia zaczęły się najpierw odizolowane od siebie białogwardyjsko-eserowskie bunty, które następnie połączyły się w jedno powstanie, a na jego czele stanął rząd z niejakim Biczerachowem jako premierem. Pod koniec sierpnia powstanie zostało stłumione, a jego przywódcy uciekli. Po pewnym czasie w Dagestanie wybuchł bunt, na którego czele stanął brat Biczerachowa, pułkownik. Buntownicy zajęli Temir-Chan-Szurę i dokonywali licznych napadów na ludność cywilną i grabieży. W tym czasie kontr-rewolucyjne bandy Nażmuddina Gocyńskiego, zwolennika płk. Biczerachowa, w rejonie dolnego Dżin-Gutaju zamordowały robotniczego przywódcę Machacz-Dagadajewa. W październiku bandy płk. Biczerachowa zajęły Nalczik i opanowały linię kolejową Prochładnaja-Mozdok-Kizlar. Pod koniec listopada 1918 r. Pierwsza Radziecko-Islamska Kolumna Uderzeniowa pod dowództwem Mironienki rozbiła oddziały płk. Biczerachowa, które poddały się. Wojska radzieckie zdobyły wiele okrętów, 52 działa, 100 karabinów maszynowych i in. Płk Biczerachow i jego sztab uciekli do Sudaku.

(7) Ciężary czterech lat wojny szczególnie ostro odczuwano w Austro-Węgrzech, znacznie słabszych pod względem wojskowym niż Niemcy, mniej rozwiniętych gospodarczo i zamieszkanych przez liczne narody dążące do samodzielności. We wrześniu 1918 r., po klęsce Bułgarii, zagroziła Austrii inwazja wojsk alianckich od strony Półwyspu Bałkańskiego. W armii austriackiej szybko narastał rozkład, dezercja osiągnęła ogromne rozmiary. Kryzys żywnościowy coraz bardziej się zaostrzał, we wrześniu i październiku 1918 r. przez całą Austrię przeszła fala rozruchów głodowych. W warunkach ogólnego rozkładu Czesi, Węgrzy, Słowacy i inni coraz natarczywiej domagali się oderwania od Austrii i utworzenia własnych państw, licząc przy tym, że poprze ich Ententa, która postanowiła Austro-Węgry rozczłonkować. Konflikty narodowościowe szczególnie zaostrzyły się po otwarciu sesji Rady Państwa (austriackiego parlamentu) 1 października 1918 r. Deputowani czescy, a po nich szereg innych, odmówili dalszego udziału w pracach Rady Państwa. 19 października cesarz austro-węgierski Karol I wydał manifest o przekształceniu Austro-Węgier w związek autonomicznych państw, tak jak tego żądało "14 punktów Wilsona". Manifest ten jednak już nikogo nie satysfakcjonował. Pod koniec października Czechosłowacja, w której ruch narodowy, jak i w innych częściach Austro-Węgier, był kierowany przez burżuazyjnych demokratów i socjaldemokratów, została proklamowana samodzielną republiką; utworzono rząd Kramarza, nie uznający władzy rządu w Wiedniu; zaczęto organizować własną armię; miasta Czech, Moraw i Słowacji jedno za drugim zaczęły uznawać władzę rządu czechosłowackiego. Na południu monarchii od 25 października w całej Chorwacji i Slawonii wybuchały powstania żołnierzy. W Zagrzebiu też utworzono rząd narodowy. Na Węgrzech masowy ruch doprowadził 31 października do oderwania się od Austrii i proklamowania burżuazyjnej republiki. W Wiedniu 23 października otwarto Zgromadzenie Narodowe Austrii Niemieckiej, składające się z przedstawicieli wszystkich burżuazyjnych i socjaldemokratycznych niemieckojęzycznych partii w Austrii. W ostatnich dniach października w Wiedniu odbyły się wielotysięczne demonstracje rewolucyjnych robotników i żołnierzy. Cały kraj pokrył się siecią rad robotniczych i żołnierskich, wielkie centra przemysłowe ogarnęły strajki i rozruchy, armia uciekała z frontu. Rewolucja odbyła się pod hasłami: "precz z wojną", "precz z monarchią", "niech żyją niepodległe republiki narodowe". 27 października Austro-Węgry wysłały do Wilsona notę z propozycją separatystycznych rokowań, a 4 listopada zawarły rozejm z mocarstwami Ententy. Na początku listopada cesarz Karol został zmuszony do zrzeczenia się tronu i ucieczki z kraju. W ten sposób pod ciosami wojny i rewolucji stara monarchia Habsburgów w listopadzie 1918 r. ostatecznie rozpadła się.

(8) Z nieznanych nam dziś powodów szczegóły spisku nie zostały jednak opublikowane.


Powrót do spisu prac Trockiego

Powrót do strony głównej Polskiej Sekcji MIA