DODATEK

Póki instytucje wydawnicze w naszym kraju, ograbionym przez imperialistów całego świata, którzy mszczą się za rewolucję proletariacką i w dalszym ciągu grabią go i blokują, nie bacząc na wszelakie obietnice dawane własnym robotnikom : póki nasze instytucje wydawnicze uporały się z wydaniem mojej broszury, wpłynęły z zagranicy materiały uzupełniające. Bynajmniej nie roszcząc sobie pretensji do tego, by w mojej broszurze dać coś więcej ponad pobieżne uwagi publicysty, poruszę krótko niektóre punkty.

 

I

ROZŁAM WŚRÓD KOMUNISTÓW NIEMIECKICH

 

Rozłam wśród komunistów w Niemczech stał się faktem. „Lewicowcy”, czyli „opozycja zasadnicza”, utworzyli odrębną „komunistyczną partię robotniczą” w odróżnieniu od „Partii Komunistycznej”. We Włoszech, jak się zdaje, zanosi się również na rozłam  powiadam: jak się zdaje, gdyż posiadam tylko dodatkowe numery (Nr 7 i 8) lewicowej gazety „Sowiet” („II Soviet”), w których otwarcie omawiana jest możliwość i konieczność rozłamu, przy tym jest również mowa o zjeździe należącej dotąd do Włoskiej Partii Socjalistycznej frakcji „abstencjonistów” (czyli zwolenników bojkotu, tj. przeciwników udziału w parlamencie). Można się obawiać, że rozłam z „lewicowcami”, antyparlamentarzystami (po części również antypolitykami, przeciwnikami partii politycznej i pracy w związkach zawodowych) stanie się zjawiskiem międzynarodowym, podobnie jak rozłam z „centrowcami” (czyli kautskistami, longuetystami, „niezależnymi” itp.).

Niech będzie i tak. Rozłam jest bądź co bądź lepszy niż zamęt, przeszkadzający zarówno ideowemu, teoretycznemu, rewolucyjnemu wzrostowi, dojrzewaniu partii jak i jej pracy praktycznej, zgodnej, istotnie zorganizowanej, istotnie przygotowującej dyktaturę proletariatu.

Niech „lewicowcy” wypróbują siebie w pracy, w skali narodowej i międzynarodowej, niech spróbują przygotowywać (a następnie również urzeczywistniać) dyktaturę proletariatu bez ściśle scentralizowanej partii o żelaznej dyscyplinie, bez umiejętności opanowania wszystkich dziedzin, gałęzi, odmian pracy politycznej i kulturalnej. Doświadczenie praktyczne szybko ich nauczy.

Należy tylko dołożyć wszelkich starań, by rozłam z „lewicowcami” nie utrudnił albo możliwie najmniej utrudnił nieuchronnie czekające nas w niedalekiej przyszłości i niezbędne zespolenie się w jednej partii wszystkich uczestników ruchu robotniczego, którzy szczerze i uczciwie występują za władzą Rad i dyktaturą proletariatu. W Rosji bolszewicy korzystali ze szczególnie szczęśliwej okoliczności, polegającej na tym, że mieli w swym rozporządzeniu 15 lat na systematyczną i doprowadzoną do końca walkę zarówno przeciw mieńszewikom (tj. oportunistom i „centrowcom”), jak i przeciwko „lewicowcom”, jeszcze na długo przed bezpośrednią walką masową o dyktaturę proletariatu. W Europie i Ameryce wypada teraz urzeczywistniać tę samą pracę „forsownymi marszami”. Poszczególne osobistości, zwłaszcza spośród nieudolnych kandydatów na wodzów, mogą (jeżeli im zabraknie proletariackiej karności i „rzetelności wobec siebie samych”) długo obstawać przy swych błędach, ale masy robotnicze łatwo i szybko, gdy chwila dojrzeje, zjednoczą się same i zjednoczą wszystkich szczerych komunistów w jednolitą partię, zdolną do urzeczywistnienia ustroju radzieckiego i dyktatury proletariatu.

II

KOMUNIŚCI I NIEZALEŻNI W NIEMCZECH

Wyraziłem w tej broszurze przypuszczenie, że kompromis między komunistami a lewym skrzydłem niezależnych jest konieczny i pożyteczny dla komunizmu, lecz że urzeczywistnić go nie będzie łatwo. Otrzymane przeze mnie potem numery gazet potwierdziły jedno i drugie. W Nr 32 „Czerwonego Sztandaru”, organu KC Komunistycznej Partii Niemiec („Die Rote Fahne”, Zentralorgan der Kommun. Partei Deutschlands, Spartacusbund, z 26. III. 1920), jest zamieszczone „ oświadczenie” tego KC w sprawie wojskowego „puczu (tj. spisku, awantury) KappaLuttwitza i w sprawie „rządu socjalistycznego”. Oświadczenie to jest zupełnie słuszne zarówno z punktu widzenia zasadniczej przesłanki jak z punktu widzenia wniosków praktycznych. Zasadnicza przesłanka sprowadza się do tego, że nie ma w danej chwili „obiektywnej podstawy” do dyktatury proletariatu, gdyż „większość robotników miast” jest po stronie niezależnych. Wniosek: obietnica „lojalnej opozycji” (tj. wyrzeczenie się przygotowań do obalenia przemocą”) wobec rządu „socjalistycznego z wyłączeniem partii burżuazyjnokapitalistycznych”.

Jest to niewątpliwie taktyka w zasadzie słuszna. Jeśli jednak nie należy się zatrzymywać nad drobnymi nieścisłościami w sformułowaniach, to bądź co bądź nie można pominąć milczeniem, że nie wolno nazywać „socjalistycznym” (w oficjalnym oświadczeniu partii komunistycznej) rządu socjalzdrajców, że nie można mówić o wyłączeniu „partii burżuazyjnokapitalistycznych”, gdy partie zarówno Scheidemannów, jak panów KautskichCrispienów są partiami drobnomieszczańskodemokratycznymi, że nie wolno pisać takich rzeczy jak paragraf 4. oświadczenia, który głosi:

„….Dla dalszego zdobywania mas proletariackich dla sprawy komunizmu ogromną wagę posiada z punktu widzenia rozwoju dyktatury proletariatu taki stan rzeczy, kiedy wolność polityczna mogłaby być wykorzystana w sposób nieograniczony i kiedy demokracja burżuazyjna nie mogłaby występować jako dyktatura kapitału.”

Taki stan rzeczy jest niemożliwy. Przywódcy drobnomieszczańscy, niemieccy Hendersonowie (Scheidemannowie) i Snowdenowie (Crispienowie) nie wykraczają i nie mogą wykroczyć poza ramy demokracji burżuazyjnej, która z kolei nie może nie być dyktaturą kapitału. Tych rzeczy zasadniczo niesłusznych i politycznie szkodliwych zupełnie nie należało pisać, mając na uwadze osiągnięcie praktycznego wyniku, do którego zupełnie słusznie dążył KC Partii Komunistycznej. W tym celu wystarczało powiedzieć (jeżeli się chce być na sposób parlamentarny grzecznym): póki większość robotników miast idzie za niezależnymi, póty my, komuniści, nie możemy przeszkadzać tym robotnikom w pozbywaniu się przez nich ostatnich złudzeń mieszczańskodemokratycznych (a więc również „burżuazyjnokapitalistycznych”) w drodze wypróbowania „ich” rządu. To wystarcza do uzasadnienia kompromisu, który jest rzeczywiście konieczny i który powinien polegać na wyrzeczeniu się na pewien czas prób obalenia przemocą rządu, mającego zaufanie większości robotników miast. W codziennej zaś agitacji masowej, nie skrępowanej ramami urzędowej uprzejmości parlamentarnej, można by naturalnie dodać: niech tacy niegodziwcy, jak Scheidemannowie, i tacy filistry, jak KautscyCrispienowie, zdemaskują w rzeczywistości, jak dalece sami są ogłupieni i jak ogłupiają robotników; ich „czysty” rząd „najczyściej” dokona tej pracy „oczyszczenia” augiaszowych stajni socjalizmu, socjaldemokratyzmu i innych odmian socjalzdrady.

Prawdziwa natura obecnych przywódców „Niezależnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec” (tych przywódców, o których niesłusznie się twierdzi, jakoby stracili już wszelkie wpływy, a którzy w rzeczywistości są jeszcze niebezpieczniejsi dla proletariatu niż socjaldemokraci węgierscy, którzy nazywali siebie komunistami i obiecywali „poparcie” dyktaturze proletariatu) po raz nie wiadomo który ujawniła się w czasie korniłowszczyzny niemieckiej, tj. przewrotu pp. Kappa i Luttwitza”. Niewielkiej, lecz poglądowej ilustracji dostarczają artykuliki Karola Kautsky'ego: „Decydujące chwile” („Entscheidende Stunden”) we „Freiheit” („Wolność”  organ niezależnych) z 30.111.1920 i Artura Crispiena: „O sytuacji politycznej” (14. IV. 1920, tamże). Panowie ci absolutnie nie umieją myśleć i rozumować jak rewolucjoniści. Są to płaczliwi demokraci mieszczańscy, którzy są tysiąc razy niebezpieczniejsi dla proletariatu, jeżeli oświadczają, że są zwolennikami władzy Rad i dyktatury proletariatu, gdyż w rzeczywistości w każdej trudnej i niebezpiecznej chwili będą oni nieuchronnie dokonywali zdrady… będąc „najszczerzej” przekonani, że pomagają proletariatowi! Wszak i węgierscy socjaldemokraci, którzy się przechrzcili na komunistów, chcieli „pomóc” proletariatowi, kiedy z tchórzostwa i braku charakteru uznali sytuację władzy Radzieckiej na Węgrzech za beznadziejną i zaskowyczeli przed agentami kapitalistów Ententy i jej katów.

III

TURATI I SKA WE WŁOSZECH

Wymienione wyżej numery włoskiej gazety „Sowiet” w zupełności potwierdzają to, co powiedziałem w broszurze o błędzie włoskiej partii socjalistycznej, która toleruje w swych szeregach takich członków, a nawet taką grupę parlamentarzystów. Jeszcze bardziej potwierdza to taki świadek postronny, jak rzymski korespondent angielskiej gazety burżuazyjnoliberalnej „The Manchester Guardian”, który w Nr z 12.III.1920 r. zamieścił swój wywiad z Turatim.

„….Signore Turati  pisze ten korespondent  przypuszcza, że niebezpieczeństwo rewolucyjne nie jest takie, aby miało wywołać we Włoszech bezpodstawne obawy. Maksymaliści tylko po to posługują się ogniem teorii radzieckich, aby utrzymać masy w napięciu i podnieceniu. Teorie te jednakże stanowią pojęcia wyłącznie legendarne, stanowią niedojrzałe programy, które nie są zdatne do użytku praktycznego. Nadają się one tylko do tego, aby utrzymać klasy pracujące w stanie oczekiwania. Ci sami ludzie, którzy używają ich na przynętę, aby oślepiać oczy proletariatowi, uważają, że są zmuszeni do prowadzenia codziennej walki w celu zdobycia pewnej, częstokroć nieznacznej poprawy w ekonomicznej sytuacji, tak aby odwlec chwilę, gdy klasy pracujące stracą swe złudzenia i wiarę w swoje ulubione mity. Stąd długie pasmo strajków wszelkich rozmiarów i z wszelkich powodów, aż do ostatnich strajków na poczcie i kolejach  strajków, które czynią i tak już ciężką sytuację kraju jeszcze cięższą. Kraj jest rozdrażniony wskutek trudności, związanych z problemem adriatyckim, przygnębiony swymi długami zagranicznymi, swą nadmierną emisją pieniędzy papierowych, a jednak kraj bynajmniej nie uświadamia sobie jeszcze konieczności zastosowania tej dyscypliny pracy, która jedynie może przywrócić porządek i dobrobyt…”

Jest jasne jak dzień, że korespondent angielski wygadał prawdę, którą najwidoczniej maskuje i upiększa zarówno sam Turati jak jego burżuazyjni obrońcy, pomocnicy, jego inspiratorzy we Włoszech. Tą prawdą jest to, że idea i działalność polityczna panów Turati, Treves, Modigliani, Dugoni i Ski są istotnie takie, i to właśnie takie, jak je rysuje korespondent angielski. Jest to jedna wielka socjalzdrada. Jakżeż wspaniała, jest już sama tylko obrona porządku i dyscypliny robotników, znajdujących się w niewoli najmu, pracujących dla zysku kapitalistów. Jakże dobrze znane są nam, Rosjanom, te wszystkie przemówienia mieńszewickie. Jak cenne jest wyznanie, że masy są za władzą Radziecką! Jak tępe i wulgarnie burżuazyjne jest nierozumienie rewolucyjnej roli żywiołowo rozrastających się strajków! Tak, tak, angielski korespondent gazety burżuazyjnoliberalnej wyświadczył niedźwiedzią przysługę panom Turati i Sce i świetnie potwierdził słuszność żądania towarzysza Bordigi i jego przyjaciół z gazety „Sowiet”, żądających, aby Włoska Partia Socjalistyczna, jeżeli chce w rzeczywistości wypowiadać się za III Międzynarodówką, wygnała ze swoich szeregów, okrywając hańbą, panów Turati i Skę i stała się partią komunistyczną zarówno z nazwy jak i ze swych czynów.

IV

NIESŁUSZNE WNIOSKI ZE SŁUSZNYCH PRZESŁANEK

Tow. Bordiga i jego «lewicowi» przyjaciele wyprowadzają jednak ze swej słusznej krytyki panów Turati i Ski niesłuszny wniosek, głoszący, że w ogóle udział w parlamencie jest szkodliwy. Włoscy «lewicowcy» nie mogą przytoczyć ani cienia poważnego argumentu w obronie tego poglądu. Nie znają oni po prostu międzynarodowych wzorów (albo starają się o nich zapomnieć) istotnie rewolucyjnego i komunistycznego, bezsprzecznie pożytecznego dla przygotowania rewolucji proletariackiej wykorzystania parlamentów burżuazyjnych. Nie wyobrażają sobie oni po prostu tego co «nowe» i, bez końca się powtarzając, krzyczą o «starym», niebolszewickim wykorzystaniu parlamentaryzmu.

Na tym właśnie polega ich zasadniczy błąd. Nie tylko na terenie parlamentarnym, ale również na wszystkich terenach działalności, komunizm powinien wnieść (a bez długotrwałej, wytrwałej, uporczywej pracy nie potrafi tego dokonać) coś zasadniczo nowego, stanowiącego radykalne zerwanie z tradycjami II Międzynarodówki (obok jednoczesnego zachowania i rozwijania tego, co dała ona dobrego).

Weźmy chociażby działalność dziennikarską. Gazety, broszury, proklamacje zajmują się niezbędną propagandą, agitacją, organizacją. Bez aparatu dziennikarskiego nie może się obejść żaden ruch masowy w kraju choć nieco cywilizowanym. I żadne krzyki przeciwko «przywódcom*, żadne przysięgi i obietnice uchronienia mas w czystości przed wpływem przywódców nie uwolnią od konieczności posługiwania się w tej pracy wychodźcami ze środowiska burżuazyjnointeligenckiego, nie wyzwolą od burżuazyjnodemokratycznej „własnościowej” atmosfery i warunków, w jakich dokonywa się ta praca w ustroju kapitalistycznym. Nawet w 2% roku po obaleniu burżuazji, po zdobyciu władzy politycznej przez proletariat, odczuwamy dookoła siebie tę atmosferę, te warunki masowych (chłopskich, rzemieślniczych) burżuazyjnodemokratycznych, własnościowych stosunków.

Parlamentaryzm jest jedną formą działalności, dziennikarstwo  drugą. Treść może być w obu wypadkach komunistyczna i powinna być komunistyczna, jeżeli pracownicy jednej i drugiej dziedziny są rzeczywistymi komunistami, są rzeczywiście członkami proletariackiej, masowej partii. Lecz ani w jednej, ani w drugiej  i w żadnej sferze działalności w ustroju kapitalistycznym i przy przejściu od kapitalizmu do socjalizmu  nie można uniknąć tych trudności, tych swoistych zadań, które proletariat winien przezwyciężyć i rozwiązać, by wykorzystać wychodźców ze środowiska burżuazyjnego dla własnych celów, dla zwycięstwa nad przesądami i wpływami burżuazyjnointeligenckimi, dla osłabienia oporu (a następnie również dla zupełnego przetworzenia) otoczenia drobnomieszczańskiego.

Czyż przed wojną 19141918 r. nie mieliśmy we wszystkich krajach nadzwyczajnej obfitości przykładów, kiedy bardzo „lewicowi” anarchiści, syndykaliści i inni gromili parlamentaryzm, natrząsali się z parlamentarzystówsocjalistów, którzy stali się burżuazyjnymi wulgarnymi parlamentarzystami, biczowali ich karierowiczostwo itd. itp.  a sami poprzez dziennikarstwo, poprzez pracę w syndykatach (związkach zawodowych) robili taką samą karierę burżuazyjną? Czyż przykłady panów Jouhaux i Merrheimów, że ograniczymy się tylko do Francji, nie są typowe?

Dziecinada „ odrzucająca” udział w parlamentaryzmie polega właśnie na tym, iż sądzi się, że w taki „prosty”, „łatwy”, rzekomo rewolucyjny sposób" ^rozwiązuje się” trudne zagadnienie walki z wpływami burżuazyjnodemokratycznymi wewnątrz ruchu robotniczego, a w rzeczywistości tylko ucieka się od własnego cienia, tylko zamyka się oczy na trudności, jedynie słowami wykręca się od nich. Najbardziej bezwstydne karierowiczostwo, burżuazyjne wykorzystywanie posadek parlamentarnych, krzyczące wypaczenie działalności parlamentarnej w duchu reformistycznym, wulgarna szablonowość mieszczańska  nie ma wątpliwości, że wszystko to są zwykłe i przeważające cechy charakterystyczne, które kapitalizm wszędzie rodzi i nie tylko na zewnątrz, lecz i wewnątrz ruchu robotniczego. Ale kapitalizm i wytwarzane przezeń stosunki burżuazyjne (znikające bardzo powoli nawet po obaleniu burżuazji, bo chłopstwo stale odradza burżuazję) rodzą we wszystkich bez wyjątku dziedzinach pracy i życia takie same w swej istocie burżuazyjne karierowiczostwo, szowinizm narodowy, mieszczańską wulgaryzację itd. różniące się tylko nieznacznymi odmianami w formie.

Wydajecie się sami sobie „strasznie rewolucyjni”, szanowni zwolennicy bojkotu i antyparlamentarzyści, lecz w istocie rzeczy ulękliście się stosunkowo niewielkich trudności walki przeciwko wpływom burżuazyjnym wewnątrz ruchu robotniczego, podczas gdy zwycięstwo wasze, tj. obalenie burżuazji i zdobycie władzy politycznej przez proletariat wytworzy te same trudności w jeszcze większych, w niezrównanie większych rozmiarach. Ulękliście się, jak dzieci, niewielkiej trudności, wobec której dziś stoicie, nie rozumiejąc, że jutro i pojutrze, tak czy owak, wypadnie wam nauczyć się, douczyć się przezwyciężać te same trudności w rozmiarach bez porównania większych.

Za czasów władzy Radzieckiej do waszej i do naszej partii proletariackiej będzie usiłowało przedostać się jeszcze więcej wychodźców burżuazyjnointeligenckich. Przedostaną się oni i do Rad, i do sądów, i do administracji, gdyż nie można budować komunizmu z czegoś innego, nie można go budować inaczej, jak tylko z materiału ludzkiego wytworzonego przez kapitalizm, gdyż nie można wypędzić i zniweczyć inteligencji burżuazyjnej, trzeba ją zwyciężyć, przerobić, przetworzyć, wychować na nowo podobnie jak trzeba wychować na nowo w długiej walce, na gruncie dyktatury proletariatu, również samych proletariuszy, którzy swych własnych przesądów drobnomieszczańskich wyzbywają się nie od razu, nie cudem, nie z nakazu matki boskiej, nie z nakazu hasła, rezolucji, dekretu, lecz jedynie w długiej i ciężkiej walce masowej z masowymi wpływami drobnomieszczańskimi. Za czasów władzy Radzieckiej te same zadania, które obecnie tak dumnie, tak wyniośle, tak lekkomyślnie, tak dziecinnie odrzuca od siebie antyparlamentarzysta jednym gestem  te same zadania odradzają się wewnątrz Rad, wewnątrz administracji radzieckiej, w szeregach radzieckich „obrońców prawa” (zburzyliśmy w Rosji, i słusznie zrobiliśmy, że zburzyliśmy, adwokaturę burżuazyjną, lecz odradza się ona u nas pod płaszczykiem „radzieckich” „obrońców prawa”). W szeregach inżynierów radzieckich, w szeregach nauczycieli radzieckich, w szeregach uprzywilejowanych, tj. najbardziej wykwalifikowanych i najlepiej usytuowanych robotników w fabrykach radzieckich widzimy stałe odradzanie się wszystkich bez wyjątku cech ujemnych, które są właściwe parlamentaryzmowi burżuazyjnemu i tylko w drodze ciągłej, nieustannej, długotrwałej, uporczywej walki proletariackiego zorganizowania i dyscypliny zwyciężamy  stopniowo  to zło.

Naturalnie, podczas panowania burżuazji jest bardzo „trudno” przezwyciężyć nałogi burżuazyjne we własnej, tj. robotniczej partii: „trudno” jest wypędzić z partii beznadziejnie zepsutych przez przesądy burżuazyjne przywódcówparlamentarzystów, których przywykło się widzieć, „trudno” jest poddać proletariackiej dyscyplinie bezwzględnie konieczną liczbę (pewną, chociażby nader ograniczoną, liczbę) wychodźców z burżuazji, „trudno” jest stworzyć całkowicie godną klasy robotniczej komunistyczną frakcję w parlamencie burżuazyjnym, „trudno” jest dopiąć tego, aby parlamentarzyści komunistyczni nie zajmowali się bzdurami burżuazyjnoparlamentarnymi, lecz zajmowali się najbardziej nieodzowną pracą propagandową, agitacyjną, organizacyjną wśród mas. Wszystko to jest niewątpliwie „trudne”, było trudne w Rosji, jest jeszcze bez porównania trudniejsze w Europie Zachodniej i Ameryce, gdzie burżuazja jest o wiele silniejsza, gdzie silniejsze są tradycje burżuazyjnodemokratyczne itd.

Ale wszystkie te „trudności” są jednak po prostu dziecinne w porównaniu z zadaniami zupełnie takiego samego rodzaju, które tak czy inaczej nieuchronnie wypadnie proletariatowi rozwiązywać zarówno w celu osiągnięcia swego zwycięstwa, jak podczas rewolucji proletariackiej oraz po objęciu władzy przez proletariat. W porównaniu z tymi, zaiste olbrzymimi zadaniami, kiedy w warunkach dyktatury proletariatu wypadnie wychowywać na nowo miliony chłopów i drobnych posiadaczy, setki tysięcy pracowników, urzędników, inteligentów burżuazyjnych, podporządkowywać ich wszystkich państwu proletariackiemu i proletariackiemu kierownictwu, przezwyciężać w nich przyzwyczajenia i tradycje burżuazyjne w porównaniu z tymi olbrzymimi zadaniami jest rzeczą dziecinnie łatwą stworzenie w warunkach panowania burżuazji, w parlamencie burżuazyjnym, istotnie komunistycznej frakcji prawdziwej partii proletariackiej.

Jeżeli towarzysze „lewicowcy” i antyparlamentarzyści nie nauczą się przezwyciężać teraz nawet tak drobnej trudności, to na pewno można powiedzieć, że albo nie będą w stanie urzeczywistnić dyktatury proletariatu, nie zdołają w szerokiej skali podporządkować sobie i przerobić inteligentów burżuazyjnych i instytucji burżuazyjnych, albo też będą musieli pospiesznie się douczać i przez taki pośpiech przyniosą ogromną szkodę sprawie proletariatu, narobią więcej błędów niż zwykle, ujawnią więcej, niż przeciętnie, braków i nieumiejętności itd. itp.

Póki burżuazja nie została obalona, a następnie póki nie znikła zupełnie drobna gospodarka i drobna produkcja towarowa, póty warunki burżuazyjne, nawyki własnościowe, tradycje mieszczańskie będą dezorganizowały pracę proletariacką zarówno z zewnątrz jak od wewnątrz ruchu robotniczego, nie w samej tylko parlamentarnej sferze działalności, lecz nieuchronnie na wszystkich bez wyjątku terenach działalności społecznej, na wszystkich bez wyjątku terenach pracy kulturalnej i politycznej. Toteż nadzwyczaj poważnym błędem, za który nieuchronnie wypadnie później zapłacić, jest próba wymignięcia się, odgrodzenia się od jednego z „nieprzyjemnych” zadań lub trudności w jednej dziedzinie pracy. Trzeba się uczyć i nauczyć władać i owładnąć wszystkimi bez wyjątku dziedzinami pracy i działalności, zwyciężać wszystkie trudności i wszystkie burżuazyjne nałogi, tradycje, przyzwyczajenia wszędzie, absolutnie wszędzie. Inne postawienie kwestii jest po prostu niepoważne, jest po prostu dziecinadą.

12.X.1920.

Powrót do spisu treści